Pokazywanie postów oznaczonych etykietą VIDEO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą VIDEO. Pokaż wszystkie posty
Edynburg Pachnie Deszczem

Edynburg Pachnie Deszczem

 

Edynburg Szkocja

Edynburg odwiedziłam równo rok temu. Był to spontaniczny weekend na dobry początek roku i pierwszy trip z Grzesiem przed naszą wspólną eskapadą do Wietnamu.  Przyjechaliśmy jak było już ciemno, więc po odnalezieniu naszej kwatery zrobiliśmy sobie wieczorny spacer. Nie mogłam zobaczyć jeszcze miasta w pełni ale już mogłam stwierdzić, że będzie mi się tu podobać, nawet jak Edynburg szykował dla mnie nie lada wyzwanie…..

Ranek zawitał z cudowną aurą. Pochmurną aurą. Znacznie pochmurną aurą. No taką aurą, że pewnie będąc w Polsce nie chciałoby mi się wyściubić nosa z pod kołdry a co dopiero wystawić stopę poza mój własny metraż. Chmury to jednak rzecz normalna w styczniu, ale tu zaczęło lekko mżyć i wiać. Pogoda typowa na Wyspach.  Opuszczając pensjonat zadowolona że mam składaną parasolkę rozłożyłam ją dumnie tylko po to aby silny podmuch wiatru totalnie ją wykręcił i wylądowała zaraz w pobliskim koszu. Peszek.

Craigmillar Castle

Wyruszyliśmy do pobliskiego centrum handlowego poszukać jakiegoś śniadania. Wyboru zbytnio nie było więc pierwszy otwarty punkt serwujący coś ciepłego nie pozostawiał dużego wyboru. Co ja bym dała za choćby bułę z Subwaya po tym „śniadaniu”.  Opuszczając supermarket wyruszyliśmy zobaczyć ruiny zamku  Craigmillar, który jest jednym z najlepiej zachowanych średniowiecznych zamków Szkocji. W drodze na przystanek zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam nie kupując jednak  parasolki. Deszcz zaczynał mocno siąpić a my mieliśmy niezły kawałek potem do przejścia.  Jednak i  tak bardzo mi się podobało. Krajobraz edynburski był tak dla mnie inny od tych wszystkich południowych krajóweuropy i ich architektury.  Kamienne murki, łąki nawet w tej fatalnej pogodzie mnie nastrajały pozytywnie. Zamek znajduje się  ok. 4-5   km od miasta. Bardzo miła Pani, chyba mocno zaskoczona, że ktoś w ogóle pojawił się tutaj odpowiedziała na wszystkie pytania i mogliśmy wejść na teren zamku przez piękną, kutą bramę, przez która kiedyś przejeżdżała zapewne Maria Stuart. 

craigmillar castle
KUCHNIA GDZIE PONOĆ MIESZKAŁA MARIA

Królowa zatrzymała się tutaj raz po porodzie syna 20 listopada 1566 roku i została do 4 grudnia jako rekonwalescentka bo się pochorowała biedaczka.  Ponoć zajmowała wtedy  pomieszczenie kuchenne z racji tego że było mniejsze i znajdował się tam kominek dający więcej ciepła. Jednak niektórzy twierdzą, że zajmowała większe pomieszczenie we wschodniej części zamku.  W czasie  pobytu   zawarto za plecami Marii  tzw. „Craigmillar Bond” mający na celu zamordowanie jej męża Lorda Darnleya. Został on podpisany przez Sekretarza Stanu Marii, oraz kilku szlachciców. 

Sam Zamek powstał w późnym XIV wieku i jego twórcami była rodzina Prestonów. Cała jego budowa  rozciągnęła się na XV i nawet XVI wiek. W 1639 roku zmarł Sir Robert Preston i zamek przeszedł w ręce jego odległego kuzyna Davida Prestona, którego syn sprzedał potem zamek politykowi i sędziemu Sir  Johnowi Gilmor w 1660. Sir John kupił jeszcze sąsiadującą posiadłość  The Inch do której potem się przeniósł z rodziną  opuszczając Craigmillar.  Zamek został zrujnowany w 1775 roku, co prawda była propozycja odbudowy z myślą o królowej Victorii ale ona odwiedziła Craigmillar tylko raz i cały plan upadł. 

CRAIGMILLAR CASTLE

Spacer po zamku był idealną możliwością schronienia się przed deszczem i wyobrażenia sobie jego dawnej postaci. Odnalazłam oczywiście kuchnię z kominkiem gdzie ponoć miała przebywać Maria. Pomyślano nawet o atrakcji dla turystów i zostawiono duże szachy do zabawy. Ja umiem tylko w Warcaby grać jeszcze z dzieciństwa.  Deszcz i wiatr nie ustawał a nam trzeba już było porzucić średniowiecze i wrócić do miasta. Jak tylko dorwałam sklep z parasolkami od razu się zaopatrzyłam w porządną bo skończyły się przelewki. Krótki odpoczynek na ciepłej herbatce, spacer po centralnej części miasta, fotka przy kolejnym zamku i dalej w drogę dzielnicy Dean Village, która kiedyś stanowiła  oddzielną wioskę aż do XIX wieku kiedy to zostałą ona kupiona przez  Johna Learmontha. Powstał też most przez rzekę Leith. Na tym mostku wszyscy robią zdjęcia, więc to jest chyba najsłynniejsza sceneria fotograficzna jeśli chodzi o to miejsce. Gdyby pogoda dopisała byłoby jeszcze piękniej ale mnie ten zakątek Edynburga całkowicie zauroczył. 

DEAN VILLAGE
DEAN VILLAGE

DEAN VILLAGE SCOTLAND

DEAN VILLAGE EDINBURGH

Po krótkim spacerku udaliśmy się w stronę morza  ale robiło się już coraz ciemniej więc trzeba było zawrócić do centrum. Na ukończenie dnia spędziliśmy trochę czasu w księgarni Waterstones i przepadliśmy tam na trochę czasu. Łaziłam tylko góra dół zmieniając działy i zastanawiając się co kupić. Miło było zobaczyć na dziale Fantasy naszego Wiedźminia wyeksponowanego na półce. Dział dziecięcych bajek to było dopiero coś dla takiej fanki. Nie wspomnę o klasyce. Zdecydowałam się na książki typowo szkockie więc kupiłam dwie historyczne, oczywiście jedna o Marii Stuart a także szkockie bajki ludowe. Grześ również zakupił kilka ale coż jak się książki kocha to się z nimi wraca. Pamiętam jak tachałam kiedyś książki ze stanów. Musiałam dodatkową małą walizkę  na to wszystko kupić. Pomimo deszczu, wiatru no tak fatalnej pogody jakiej ja w Polsce rzadko doświadczam stwierdzam że było i tak świetnie i powrócę do Szkocji. Obym ogarnęła tylko ten ruch po innej stronie bo gdyby nie Grześ to pewnie bym się pogubiła w autobusach i przystankach.


EDYNBURG


EDYNBURG

EDYNBURG, SZKOCJA, EDINBURG, SCOTLAND

DODATKOWE INFO:

Koszt wejścia do zamku Craigmillar to 6 funtów

Jeśli chcecie obejrzeć film o Marii Stuart to w miarę dobrze trzymający fakty jest niedawny film z 2018 roku „Maria Królowa Szkotów”, choć filmy historyczne trzeba zawsze oglądać ostrożnie bo łatwo tu o przeinaczenie niektórych faktów, nadinterpretację i pominięcie niektórych wątków z racji ograniczonego czasu filmu.

Powstał też  serial „ Reign” w polskim tłumaczeniu „Nastoletnia Maria Stuart”, który jest całkowitą bajką fantasy. Mam wrażenie, że to wariacja wykorzystująca historyczne postacie do stworzenia czegoś dla nastolatków na wzór sagi „Zmierzch”. Oby  młodzież była świadoma tego faktu i nie czerpała wiedzy historycznej. Sam serial ogląda się całkiem przyjemnie. Ładni aktorzy, w tym Megan Follows jako Katarzyna Medycejska, ciekawie i wyraziście zagrana. Dobra Muzyka i piękne stroje, które są współczesną wariacją historyczną. Oprócz ramowych wydarzeń związanych z historią reszta to całkowita fikcja.



Skansen w Sierpcu, czyli filmowe tło dla wielu produkcji. Plus Wideo

Skansen w Sierpcu, czyli filmowe tło dla wielu produkcji. Plus Wideo

Niczym Zosia z "Pana Tadeusza"

 Skansen w Sierpcu odwiedziłam dokładnie osiem lat temu. Można zobaczyć w archiwalnym wpisie. Czy ja dużo się zmieniłam??? ;-)  Teraz wybrałam się  z siostrą.  Nabrałam ochoty po obejrzeniu serialu Stulecie Winnych znowu zobaczyć skansen i przenieść się w sielsko wiejskie klimaty. Pogoda nam dopisała a ludzi nie było dużo. Na szczęście. Z powodu pandemii nie było opcji zwiedzania z przewodnikiem. 

Kiedy wejdzie się już na teren skansenu,  minie pierwsze kapliczki  to na naszej drodze zwiedznia najpierw pojawi się  Karczma razem z zagrodą kowala i kuźnią. W Polsce pierwsze karczmy pojawiały sie już w okresie średniowiecza. Kiedyś to władca decydował i nadawał prawo do prowadzenia karczmy szlachcie bądź duchowieństwu.  Było to miejsce gdzie podróźni mogli zatrzymać się w czasie podróży, zjeść i przespać noc. Później karczmy rozwinęły się w miejsca gdzie kwitło życie towarzyskie. Był to już nie tylko przystanek w czasie podróży a miejsce do zabaw, spotkań czy zawierania umów. Czasem bywało też niebezpiecznie na skutek nadużywania alkoholu  dochodziło do bójek. Jednak co warto zauważyć w karczmnie pochodzenie nie miało znaczenia. Wszyscy byli równi. Mógł tu przyjść zjeść i szlachcic i chłop.

Karczma przeniesiona ze wsi Sochocin to jeden z pierwszych budynków przeniesionych do Skansenu. Zbudowana została w XVIII wieku. Wykorzystano ją w kilku filmach. Nagrywano tu sceny do "Ogniem i Mieczem", "Pana Tadeusza" oraz serial S"Hej zable w Dłoń"

Przechodząc dalej dojdziemy do ślicznego Dworu z Bojanowa. Uwielbiam Dwory, to taka nasza staropolska tradycja. Szkoda, że wojna i czasy powojenne tak zniszczyły piękne niegdyś polskie dwory. Sama chciałabym kiedyś mieszkać w takim dworku. Ten jest wyjątkowo pięknie wyposażony. Kiedy przejdziemy przez drzwi frontowe i sień dojdziemy do ślicznego salonu gdzie głównie koncentrowało się życie towarzyskie rodziny. Ze względu na przyjmowanie gości właśnie w salonie znajdowały się zawsze najlepsze i najpiękniejsze sprzęty; wygodne wyściełane meble, cudny fortepian na którym miałam ochotę zagrać, serwantki z  drogimi bibelotami a także kominek. Nie mogło zabraknąć też sypialni z ogromnym łożem (przy którym stoi uroczy porcelanowy nocnik), Gabinetu, gdzie spotykało się męskie grono na cygaro i brandy aby porozmawiać o polityce, polowaniach czy pograć w karty bądź szachy. Za Gabinetem znajduje się Kancelaria gdzie pracował Pan Domu, dbał o sprawy majątku, wydawał polecenia rządcy, przyjmował oficjalistów, włościan i innych interesantów. Kuchnia gdzie wypiekano różne staropolskie specjały razem ze spiżarnią też miała swoje miejsce. 

Oczywiście Dworek również stanowił tło filmowe dla filmów. Ponownie "Ogniem i Mieczem", "Przeprowadzki" oraz "Przez Piekło dla Hitlera"

Opuszczamy to urocze miejsce i zachaczamy o XVIII- wieczny kościółek z miejscowości Drążdżewo. Tu kręcono sceny z serialu Stulecie Winnych. Później wkraczamy w głowną Aleję skansenu przy której stoją wiejskie zagrody przetransportowane z różnych części Mazowsza. Tak jak kilka lat temu nie mogłam ponownie nie usiąść na ławeczce przy niebieskiej Zagrodzie  z Izdebna Kościelnego. Należała ona do średniozamożnego chłopa. Istniały różne mity odnośnie tego niebieskiego koloru. Pierwszy to że miał odstraszać robactwo. Drugi, że mieszka tu panna na wydaniu. Te dwa mity obalił Pan z obsługi skansenu którego zaczepiłam na naszej drodze zwiedzania. Mówiłam, że ja sobie poradzę nawet bez przewodnika. No i uwielbiam zagadywać ludzi. Uprzejmy Pan mi wyjaśnił, że kolor to zwykły przypadek. Dawniej kobiety dodawały do prania barwnik ultramaryna. I ten oto barwnik kiedyś przypadkiem dostał się do wapna. Najwyraźniej ludzie pragnęli jakiegoś koloru w życiu i tak zostało. W tej zagrodzie znajdziemy również budynki dla zwierząt, stodołę i pasiekę.

Kolejna "niebieska" zagroda  z początku XX wieku pochodzi z Czermna. I tutaj urzekły mnie kwiaty posadzone w małym ogródeczku. Te kolory cudnie odbijały się od domku. Cała zagroda nalezała kiedyś do wielopokoleniowej rodziny. Wystrój był bogato ozdobiony w charektyrystyczny sposób dla regionu z którego pochodził. Zagroda z niewielkim białym domkiem to urządzona szkoła z izbą dla nauczyciela. 

Kolejna o której chce Wam wspomieć to oczywiście serialowy dom rodziny Winnych z serialu. Cała zagroda pochodzi ze wsi Dzierżążnia i ta zagroda należała do zamożnego chłopa. Wystrój wnętrza pochodzi z lat 20-tych XX wieku. Nie mogłam sobie odmówić posiedzenia na ławeczce jak bohaterki serialu. Zdarzyło się Wam podróżować po miejscach gdzie kręcono filmy?  Oczywiście jak dorwalam "mojego" prywatnego przewodnika czyli sympatycznego Pana nie mogłam nie podpytać go o serial i inne produkcje telewizyjne.  Powiedział że sceny krecone są tylko na zewnątrz. Nie udostępniają wnętrz. Jedyne co produkcja może zrobić od środka to nagrać scenę z okna od wewnątrz jak potrzebują takie ujęcie. Tutaj obsługa bardzo o to dba, więc pilnują aby nic nie zostało naruszone bądź uszkodzone. Wszystkie wnętrza to już studio telewizyjne. Jeśli nagrywane jest coś w skansenie to turyści mogą zwiedzać. Wyłączone są tylko te obiekty gdzie jest nagranie, ale można sobie z daleka podpatrzeć jak kręcą. Chwilę żeśmy odpoczęły, poganiałam kozy i kury i ruszyłyśmy dalej. 

Mijałyśmy kolejne domki aż doszłyśmy do kolejnego Dworu z Uniszek Zawadzkich. Była to początkowo wiejska siedziba rodziny drobnoszlacheckiej. Wnętrze jest wyposażone w sprzęty i pamiątki historyczne z okresu powstania styczniowego. Dwór różni się od poprzednego nie tylko wyglądem zewnętrznym ale i wewnętrznym. Meble jak i pomieszczenia znacznie się różnią ale zostawiam to Wam. Przyjedźcie sami porównać i dajcie znać który bardziej się Wam podoba.  Na samym końcu dotarłyśmy do Zespołu Wyszogrodzkiego w skład kórego weszły zagroda rodziny Koperów z Rębowa, druga zagroda rodziny Bogdanów, oraz chałupa bezrolnego chłopa ze wsi Bolino.  Przyznaję, że w zagrodzie rodziny Koperów postanowiłam zrobić małe porządki przed domem i złapałam się za miotłę. Jak obejrzycie mój filmik to zobaczycie. Spacerując po ich sielskim ogródku czułam się trochę jak Zosia z Pana Tadeusza. 

Zostawiam Was przy ostanim najdalej wysuniętym obiekcie skansenu czyli Wiatraku z Zalesia. Tego typu wiatraki potocznie nazywano "Koźlakami" ze względu na solidną, nieruchomą podstawę młyna zwaną "Kozłem" Była to najpopularniejsza forma młyna wietrznego na Mazowszu. Ostanie "koźlaki" powstały w pierwszej połowie XX wieku.

Zachęcam Was do obejrzenia filmu. Tam więcej pięknych ujęć i miejsc o których pisałam. Byliście w Sierpcu? Polecicie mi jeszcze jakieś fajne wiejskie i dworkowe klimaty? Jestem ciekawa czy jest tu ktoś kto uwielbia "przeszłość" jak ja.

Buziaki,

Wasza Jo




Zagroda z Ostrowa czyli wiejska szkoła

Udało mi się odtworzyć zdjęcie z przed ośmiu lat. Siedziałam wtedy w niebeiskiej sukience na tej samej ławce.

Zagroda z Czermna i boskie kwiaty


Na słynnej ławeczce u Winnych


Serialowy dom rodziny Winnych


Dwór z Uniszek Zawadzkich




Zagroda z Rębowa


Małe porządki









Wspominki z Podróży: Rodzinny trip na Litwę

Wspominki z Podróży: Rodzinny trip na Litwę


Podróżowanie w czasie pandemii stało się nie tylko bardzo utrudnione, ale jest to ogromne wyzwanie.  Sprawdzanie gdzie można pojechać, czym pojechać, czy trzeba robić testy, czy jest kwarantanna naprawdę zawrotu głowy można by dostać przy planowaniu czegokolwiek. Ponieważ to lato stanęło mówiąc dosłownie w kraju i co najdalej w Europie nie pozostało nic innego jak postawić na samochód i niedalekie kierunki.

Pierwszym takim kierunkiem była nasza sąsiednia Litwa. Dawno mnie nie było u naszych sąsiadów a kiedyś moi rodzice regularnie odwiedzali Druskienniki zabierając nas czasem ze sobą.   I właśnie od tej miejscowości zaczęła się nasza podróż. W Druskiennikach   wzięliśmy nocleg na dwa dni i zaczęliśmy krótkie zwiedzanie znajomych kątów.  Jest to miejscowość, która przez lata bardzo ewoluowała. Mamy tu wiele „sportowych” atrakcji. Dla amatorów wodnych atrakcji jest Aquapark,  rowerki wodne na jeziorze. Sporty zimowe? Czemu nie. Został tu wybudowany  kryty stok narciarski i kolejka linowa która cię do niego zabierze z samego centrum miasta. Hmmm, a może by się trochę powspinać? Też znajdzie się park linowy. No nie wspomnę o rowerowych trasach po lesie. Tak więc można wypocząć również aktywnie.








Nie zapominajmy, że Druskienniki to największe,  najnowocześniejsze klimatyczne i balneologiczne  uzdrowisko   na Litwie jak i w całej Europie. Mamy tu źródła  mineralne, pokłady borowiny i liczne sanatoria z centrum balneologicznym.  To dzięki dekretowi  króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego z 1794 roku miasto otrzymało status miejscowości leczniczej. Warto też wspomnieć o Józefie Piłsudskim,  który odwiedził  razem z rodziną Druskienniki w 1924 roku. Zamieszkali w bardzo skromnym domku gdzie kończył pisać swoją książkę  pt: „Rok 1920” Przytrafiła się też Piłsudskiemu choroba, ale opieka lekarska i uzdrowiskowe właściwości miasta przyczyniły się do spopularyzowania Druskiennik a sam Piłsudski otrzymał w 1928 roku honorowe obywatelstwo miasta.My tym razem nie korzystaliśmy z  żadnych sanatoriów czy masaży. Zrobiliśmy sobie objazd i spacer po miasteczku, wjechaliśmy kolejką zobaczyć stok, odwiedziliśmy muzeum stalinizmu w małej miejscowości Grutas ok. 8km od Druskiennik i pozjeżdżaliśmy na zjeżdżalniach w Aquaparku. Oczywiście obowiązkowo chłodnik i cepeliny w restauracji Nad Niemnem, oraz zupa chilli i pizza w kolejnej popularnej knajpie Sycylia.


Z Druskiennik zrobiliśmy sobie wypad do Wilna. Przyznaję, że byłam w stolicy Litwy raz  za czasów liceum. Przyjechałyśmy tu z dziewczynami ze szkolnego chóru na festiwal kultury polonijnej. Trochę lat upłynęło od tego czasu. Wilno to  Ostra Brama, od której zaczyna się zwiedzanie. Nasze przyznaje było bardzo utrudnione tego dnia bo co chwilę padał deszcz. Tak więc chroniliśmy się w Kościołach gdy zaczynało padać, a że w Wilnie jest ich 40 to nie było dużego problemu. Najsłynniejszy to Św. Piotra i Pawła na Antokolu. Ze starówki przenieśliśmy się na nasz piękny polski cmentarz na Rossie, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Tyle pięknych i starych pomników i to położenie na wzgórzu. Piękny i nostalgiczny.Na koniec wdrapaliśmy się na basztę Giedymina popatrzeć na panoramę miasta. Z jednej strony widać Wilno modernistyczne  a z drugiej to starodawne.

Wracając  ze stolicy Litwy zatrzymaliśmy się w Trokach zwiedzić zamek. Pochodzi on z przełomu XIV i XV wieku, jednak liczne najazdy Krzyżaków mocno zrujnowały zamek i został on w dość znacznej części zrekonstruowany na początku XX wieku. Jego inicjatorem był wielki kląże litewski Kiejstut oraz jego syn Witold, który dobudował na wyspie drugi zamek – warownie     w latach  1404- 1408, stanowiący wsparcie dla pierwszego znajdującego się na półwyspie.Zamek można było zwiedzać ale mój dziwny lęk wyskości objawiający się w zależności od stromości schodów uniemożliwił mi wejście na najwyższe piętro. Wstyd Jo. Wróciliśmy do Druskiennik na ostatni nocleg, żeby na drugi dzień wyruszyć w stronę Kowna. 







 W  drodze do Kowna zaliczyliśmy skansen w Rumszyszkach. Nie sądziłam, że ten skansen jest taki duży. Na zwiedzanie trzeba sobie trochę czasu zarezerwować, myślę że spokojnie 3h. Obiekty są porozrzucane w dość sporych odległościach od siebie. Nie to co nasz skansen w Sierpcu. Osobiście bardzo mi się podobał, szczególnie rekonstrukcja miasteczka z rynkiem oraz charakterystycznymi budynkami usługowymi. Razem z moją mamą, bo reszta naszej brygady się rozdzieliła, zaczęłyśmy wchodzić po kolei do wszytkich budynków. I tak zamieniłam się w uczennicę w szkole, a potem w nauczycielkę i zrobiłam mamie krótką lekcję matematyki w czterech językach. Potem weszłyśmy do sklepu Grażyna, gdzie każda kobieta mogła się zaopatrzyć w materiały na piękne sukienki i nie tylko. W oknie wypatrzyłam sukieneczkę vintage dla mnie ale akurat nie było sprzedawcy w sklepie. No co za pech :-) 

Nie obyło się też bez apteki, kościoła, poczty a nawet restaturacji. Usiadłyśmy sobie na ławce i zastanawiałyśmy się jak kiedyś żyło się w takim miejscu. Zapewne każdy każdego znał i wszelakie nowinki i plotki szybko krążyły po okolicy. Nie potrzebny internet i pudelek. Życie na pewno było spokojniejsze i monotonne, ale czy nasze życie w obecnych czasach jest lepsze? Pęd, stres, presja. Chyba wszystko w życiu ma swoje wady i zalety. Chciałabym móc wsiąść w taki wehikuł i zoaczyć jak było kiedyś. Obecne czasu nie raz mnie przygnębiają....Jedak jedźmy dalej do Kowna.





Kowno to drugie co do wielkości miasto na Litwie i dawna stolica kraju. Naszym punktem startowym był niewielki zamek, ktory został wzniesiony przez Krzyżaków w 1384 roku.  Miał on stanowić dla nich bazę wypadową na Wilno i Troki. Było to również miejsce zborne w czasie najazdu Krzyżackiego na Litwę a w 1396 podpisano tu zawieszenie broni pomiędzy Krzyżakami a księciem Witoldem. W 1408 roku doszło tu do spotkania pomiędzy  Ulrichem von Jungingenem,  królem Polski Władysławem II Jagiełło oraz będący między nimi rozjemcą Witoldem. Kowno uzyskało w tym roku prawa miejskie.Spod Zamku ruszyliśmy w stronę rynku. Mieści się na nim ratusz i katedra a także sporo knajpek. Przypomina bardzo nasze znajome polskie rynki. Uliczny muzyk przykuł uwagę turystów i spacerowiczów urządzając mini koncert. Zeszliśmy trochę w bok aby zobaczyć Dom Perkuna, czyli gotycką kamienicę kupiecką zbudowaną w XVI wieku. Kamienica została później kupiona przez Jezuitów, którzy urządzili w niej kaplicę. Znacznie później bo w XIX wieku mieściła się tu szkoła i teatr do której uczęszczał Adam Mickiewicz. Od 1928 roku znowu jest własnością jezuitów, mieści się tu internat i Muzeum im. Adama Mickiewicza. Ze Starego Miasta zmierzamy w kierunku Nowego Miasta, którę połączone jest Aleją Wolności - deptakiem z kolorowymi kamienicami i knajpkami. Jako fanka kamienic i starówek byłam bardzo zadowolona.

 Nasz ostani punkt na litewskiej trasie to portowe miasto Kłajpeda. I tu niestety aż tak dużo nie opowiem bo trafiliśmy akurat na Dni Morza i centralna część miasta była wyłączona z ruchu. Zaparkowanie graniczyło z cudem a ludzi zjechało się tyle, że zapomniałam że istnieje Covid i jakiekolwiek ograniczenia. Podczas naszej podróży Litwa nie była objęta żadnymi obostrzeniami czy maseczkami. Idąc za tłumem w kierunku morza przeszliśmy przez ichniejszą "starówkę" jeśłi mogę to tak nazwać. Dotarliśmy do placu teatralnego a ja sobie myślę czy są tu jakieś fajne kamienice? Co prawda był jakiś  pomnik kobiety gdzie robiono sobie fotki, więc myślę..."Może też musimy, coś ważnego" A była to "nieśmiała Anusia" bohaterka z poetyckiego dzieła Simona Dacha, pieśni ludowej „Ännchen von Tharau”

Im dalej w stronę morza tym więcej ludzi. Trafiliśmy do zagłębia Food trucków i po degustacji jednego  dania na "próbę" stwierdziliśmy zgodnie, że obiad to my oczywiście zjemy... ale w sieci Hesburger z daleka od tych tłumów.  Nasz plan rejsu po morzu odpadł błyskawicznie i po pysznym zdrowym  obiadku pojechalismy kilka kilometrow od Kłapejdy wypocząć na plaży. Miejscowość iście kurortowa, mnóstwo hotelów i pensjonatów. Bardzo zadbana i zielona. Dla odmiany na plaży było pusto i spokój. W końcu.... I tym plażowym akcentem  i relaksem kolejnego dnia  kończyliśmy nasz pobyt. Polecam, choć Kłajpeda mnie nie urzekła. Jak dla mnie nie jest to "must see". Ale to tylko moja subiektywna opinia. 

Do następnego razu....

Buziaki,

Jo.

P.S Nie zapomnijcie o wideo z podróży,  tam zobaczycie widoczki . ;-)





Copyright © 2016 Fashionable Trips , Blogger