Rumunia Trip: Zamek Korwina w Hunedoarze oraz Zamek Calnic. VIDEO

Rumunia Trip: Zamek Korwina w Hunedoarze oraz Zamek Calnic. VIDEO

 

Zamek Korwina w Hunedoarze

 Castelul Corvinilor, czyli zamek Korwina  to pierwszy zamek jaki zobaczyłam w Rumunii. Nie mogłam się już doczekać jak wkroczę na pierwszy historyczny obiekt. Opuściliśmy Kluż w dość pochmurnym i lekko deszczowy klimacie. Miałam tylko nadzieję, że jak dojedziemy to nie popieści mnie deszcz.

Dotarliśmy do miejscowości Hunedoara bez żadnego problemu i nie musiałam nawet wyjmować parasolki. Ujrzałam średniowieczny zamek ze spiczastymi wieżami  i przeszedł mnie lekki dreszczyk  emocji. Chwila w kolejce i wkraczam przez mostek na dziedziniec zamku. Mijam jakąś Panią ubraną w średniowieczny kostium i zastanawiam się czy to może obsługa, która ma nas wprowadzić w dawny klimacik. Kiedy weszłam na główny dziedziniec zobaczyłam samochód z długim wysięgnikiem i po chwili zrozumiałam, że ta pani to nie pracownik zamkowy a aktorka bądź statystka bo kręcono właśnie coś kostiumowego. Tak więc zwiedzanie miało swoje ograniczenia bo oprócz ekipy zdjęciowej była jeszcze ekipa remontowa i tak my turyści wmieszaliśmy się w to wszystko.

Jeśli chodzi o historyczne tło tego miejsca to zamek swymi korzeniami sięga do XII i XIII wieku gdzie jego pierwotny kształt był twierdzą a wiek później jego właścicielami był ród Andegawenów. Kiedy ostatni potomek rodu, Karol III  zmarł, Zygmunt Luksemburski przekazał Hunedoarę  rumuńskiemu szlachcicowi Vojkowi. Po jego śmierci wszystko odziedziczył syn  Jan Hunyady, który twierdzę zaczął powoli przebudowywać  w zamek. Działo się to w latach 1440-1446, i w tym czasie powstały mury obronne, wieże, zamek właściwy oraz kaplica. Kolejni dziedzice to żona, później ich syn Maciej Korwin oraz ostatni właściciel rodu Jan Korwin syn Macieja. Później na przestrzeni wielu wieków zamek bywał w różnych rękach. Ostatnią prywatną właścicielką  była Katalina Apafy. Później był w rękach rządu Austrii oraz Austro-Węgier a po I Wojnie Światowej przejął go rząd Rumunii.

Zamki średniowieczne są zwykle surowe w swoim wnętrzach więc dużego zdobnictwa i pięknych bogato urządzonych komnat tu nie było. Chyba większe wrażenie mimo wszystko zrobił na mnie z zewnątrz niż wewnątrz. Ale to tylko moja subiektywna opinia… Po zwiedzaniu można udać się na zakup pamiątek, pod zamkiem jest mnóstwo kramów, choć ja ograniczam się głównie do magnesów. Już dawno wyleczyłam się z kupowania głupot walających się po mieszkaniu. W pamiątkach jestem  prawie tak wybredna jak w innych moich życiowych sferach. W przeciwieństwie do mojego taty, którego jak się spuści z oczu to zaraz by nakupował bzdetów.

Zamek Korwina w Hunedoarze

Zamek Korwina w Hunedoarze

Zamek Korwina w Hunedoarze





CORVINIROL CASTLE ROMANIA




ZWIEDZAMY RUMUNIĘ, RUMUŃSKIE ZAMKI


Opuszczamy Hunedoarę i w drodze do Sybina, zajeżdżamy jeszcze do małej wioski Calnic. (Są różne wymowy: Kelnek, Kelling, Kellnek) Znajduje się tu zamek, którego nazwa pochodzi od możnych węgierskiego rodu Kelling. Powstały w 2 połowie XIII wieku jako warowna rezydencja księcia Chyl de Villa Kelnuk. Otoczony był wtedy murem obronnym z dwoma basztami. Później, bo w roku 1430 odkupili zamek miejscowi chłopi sascy, trochę go przebudowali, dodali kolejne baszty i pomieszczenia służące do schronienia dla lokalnej ludności. W XVI wieku wzniesiono wewnątrz kaplicę udekorowaną freskami. Unikatowy charakter i dobry stan zachowania zdecydowały o wpisaniu na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.



ZWIEDZAMY RUMUNIĘ



Przyznam że to miejsce mnie zauroczyło i wcale się nie dziwę, że zostało docenione i wpisane na Listę. Zaczęło trochę kropić więc wyciągnęłam swój parasol i wchodzę do środka. Nikogo nie było oprócz pracującej tutaj Pani. Przywitała nas, zaprosiła do zwiedzania i żeby nie było nasze  zwiedzanie zaczęło się od zakupów lokalnych wyrobów trunkowych. Jak wspominałam kilka zdjęć wyżej, mój tata to shopoholic na wyjazdach i zaraz się rwie patrzeć co „lokalsi” mają ciekawego.  W sumie to ciesze się że kropił deszcz bo dodało to fajnego klimatu. Zaglądaliśmy kolejno do budynków a potem wdrapałam się na basztę. Studnia mnie całkowicie zauroczyła. Taki relikt przeszłości idealnie pasujący w tym miejscu. 

CIEKAWE MIEJSCA W RUMUNII - ZAMEK W CALNIC






Nasz kolejny a raczej drugi dzień podróży, zgodnie z chronologią zwiedzania,  zakończył się w Sybinie. Przyjechaliśmy tu koło 18. Udało mi się znaleźć hotelik w centrum z parkingiem, jednak nie udało nam się z niego skorzystać bo był mały, zajęty przez auta i dzięki Bogu, że u nich strefa parkowania jest tania jak barszcz w porównaniu z tym co się dzieje w Warszawie. Na obiadokolację próbowałam  znaleźć coś oczywiście lokalnego rumuńskiego. Kilka spojrzeń na mapę googla i nie daleko, pomiędzy blokami znalazłam fajną restaurację La Dobrun. Było bardzo dużo jak nie głownie tylko Rumunów więc to dobry znak. W środku była sala z fajnym wystrojem takim w stylu folk. A jedzenie bardzo dobre. Spróbowaliśmy lokalne Ciorby, potrawkę podawaną w chlebie na bazie fasoli, warzyw i mięsa – coś jak u nas żur w chlebie. Zawijane  w kapuście roladki a na deser  Papanasze, czyli coś pomiędzy pączkiem a racuchem ze śmietaną i konfiturą jagodową. Pycha.Cenowo o wiele mniej niż w Klużu a zjedliśmy więcej. Polecam.

Mogę tylko powiedzieć, że mimo pochmurnej i deszczowej pogody (tylko ten raz się trafił) to był bardzo udany i ciekawy dzień. Następny będzie obfitował w jeszcze więcej wyjątkowych miejsc. Do zobaczenia w kolejnym poście.

Buziaki,

JO.



 


FASHION INSPO: PASKI I PLISY

FASHION INSPO: PASKI I PLISY

 

sweter w paski i plisowana spódnica

Kilka zdjęć z ostatniego tygodnia gdzie pracowałam sam na sam z Panem Statywem. Lubię robić sobie zdjecia sama, choć to żmudna praca i na pewno trwa to  o wiele dłużej niż jak ktoś by mi je zrobił. Oczywiście, póki co, wybieram plenery pozbawione ludzi żebym czuła się komfortowo. 

To jedno z moich ulubionych miejsc do takich eksperymentów w Jabłonnie. Stare PGR-y gdzie już dwa razy robiłam zdjecia i za każdym razem znajduję tu coś nowego. Tak jak sobie myślałam, że będę miała tu święty spokój to się pomyliłam bo akurat jakaś para przyszła i musiała zajrzeć do każdej "dziury" ćwicząc tym samym moją cierpliwość.

Od razu podkreślę, że nigdy moim zamiarem, czy celem nie było prowadzić bloga modowego, jak to się przyjęło mówić. No bo co ja mam pisać o ciuchach? Ciuchy się ogląda a nie pisze o nich elaboraty no chyba, że zagłębiamy się w historię mody i jej różne aspekty na przełomie różnych dekad czy wieków. Wtedy to rozumiem, jednak rozczulać się nad moim swetrem czy spódnicą nie będę.;-D

Proszę patrzeć i podziwiać :-P A tak na serio moja stylóweczka czyli, paski  i plisy będą zawsze modne,  mimo że niestety plisowane spódnice to poliester. Jednak nie da się inaczej przy takim modelu, a że w mojej szafie wisi to nie mam zamiaru się pozbywać. Spódnica i tak nie przylega  do ciała, więc jestem to w stanie zaakceptować. W przeciwieństwie do wszelakich bluzek czy sukienek. Tutaj jestem rygorystyczna.

Kończąc mój wpis iście niemodowy zostawiam tu kilka ujęć, ostatecznie bardzo dobrze się bawiłam oraz krótki filmik. Nic nie planowałam nagrywać, ale jakoś wyszło spontanicznie. W końcu, głównym moim celem w  fotografii to zatrzymanie zwykłej, czasem niezwykłej chwili w życiu, która ucieka i już nigdy nie wróci. Człowiek się zmienia, starzeje,  fajnie jest mieć takie pamiątki......Przynajmniej ja chcę takie mieć.....W moim ŻYCIOWYM ALBUMIE UCIEKAJĄCEGO CZASU....




Sweter w paski i plisowana spódnica

stripes sweater







RUMUNIA TRIP: VAMA VECHE, CZYLI RELAKS NA PLAŻY

RUMUNIA TRIP: VAMA VECHE, CZYLI RELAKS NA PLAŻY

 


Do Vama Veche przyjechalismy w połowie naszej podróży po Rumunii. Po intensywnym podróżowaniu i zwiedzaniu przyszedł czas na naładowanie baterii. Dlaczego akurat to miejsce a nie Mangalia, Mamaia, czy "Planety"?

No właśnie moje przypodkowe spotkanie z Pavlo w Klużu zaowocowało pobytem w Vama Veche. Pavlo polecił mi to miejsce i odradził zdecydowanie bardzo popularną Mamaie  twierdząc, że tylko "stupid people go there" Kurortowa miejscowość, dotego najbardziej ekskluzywna zwabia mnóstwo turystów ale ja  nie lubię wielkich miejscowości czy to w Polsce czy za granicą, wolę mniejsze z klimatem.... I to był bardzo dobry wybór. Vama Veche ma swój czar, trochę przypomiała mi polskie mniejsze nadmorskie miejscowośći. Dodam że jest na prawdę mała i tylko plażing tu można uprawiać. Przyjeżdżają tutaj raczej młodsi ludzie niż rodziny z dziećmi. Nie ma tu jakiś zakazów dlatego na plaży publicznej można było zobaczyć i takich co woleli opalać się nago. Przyczepy i kampery na polu, czy namiot na plaży. A proszę bardzo. Mam nadzieję, że na filmiku będzie trochę tego klimatu widać.

Jadąc wzdłuż rumuńskiego wybrzeża od Konstancji, największego miasta portowego, aż na sam koniec do Vama Veche, mijamy sporo miejscowości, więć można sobie wybrać miejsce. Najbardziej urzekły mnie nazwy pięciu tzw "Planety": Olimp, Saturn, Neptun, Jupiter i Wenus. Na początku nawet myślałam żeby przejechać i zobaczyć coś tam na wybrzeżu ale ostatecznie postawiliśmy na całkowity chillout  i 3 dni spędziliśmy na miejscu. 

Od razu dodam, że plaże tutaj to nie białe piaski jak na Zanzibarze czy chociażby nasze piaszczyste plaże nad Bałtykiem. Sam pas też nie należy do największego, w centrum Vama Veche są parasole słomkowe i leżaki ale my woleliśmy bardziej "swojski" kawałek wybrzeża niedaleko naszego pensjonatu. Woda ciepła, muszli pełno, więc tryb zbieractwa się u mnie włączył. Najwięcej było tuż pod granicą. Tu gdzie kończy się Rumunia stoi na plaży szlaban a na skarpie wóz straży granicznej. To tutaj poszłam z mamą na małe zbieranie, które skończyło się krótką sesją i filmikiem.

Co ciekawe po tej stronie Europy nie ma zachodów słońca nad morzem, ale są piękne wschody. I ja, mimo że jestem Sowa, to wstałam z mamą i otulona kocem polazłam patrzeć jak czerwone słońce wydobywa się z tafli wody. Piękne, ale to nie wszystko bo dla mnie osobiście jeszcze piękniejszy jest wschód księżyca. Również wyłania się z czarnego morza by później je pięknie oświetlić białym światłem. Uwielbiam gapić się na księżyc i gwiazdy więc co wieczór szłam medytować na skarpę i czekać aż się ukarze na horyzoncie. Żałuję, że ani zdjęcię ani film nie oddadzą tego piękna. Za to mam nadzieję, że na zawsze pozostanie ten obraz w mojej pamięci.

Wstawiam kilka kadrów, kórych nie edytowałam. Chciałam aby tutaj, na blogu, zdjęcia i te piękne niebieskie kolory zostały niezmienione tak jak oddał to aparat. Siebię też nie edytuję, w końcu I AM ENOUGH.


VAMA VECHE RUMUNIA

VAMA VECHE RUMUNIA








STRAŻ GRANICZNA NA SKARPIE A JA SIĘ ŚWIETNIE BAWIĘ NA GRANICY

















Copyright © 2016 Fashionable Trips , Blogger