Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NATURA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NATURA. Pokaż wszystkie posty
Piknikowe Popołudnie

Piknikowe Popołudnie

 


Postanowiłam zafundować sobie piknik na łące. I nie wyszła mnie ta atrakcja kosztownie. Upiekłam szybkie ciasto z borówkami i kruszonką, które miało zastąpić mi muffinkowe babeczki. Przepis był jak na muffinki. Do tego woda z cytryną  jako orzeźwiający drink. Strój na tę okazję prosty i tani. Sukienka w moim ulubionym ostatnimi czasy kolorze, zielonym, upolowana w lumpeksie za 10 zł. Takie zakupy sprawiają mi najwięcej radości. Nie nowe ubrania po zawyżonych cenach, a te które znajdę, z naturalnych tkanin, za grosze. Ograniczony konsumpcjonizm i dbanie o planetę. Tym się kieruję.

Kiedy przygotowałam mój koszyczek, ponownie, teraz w roli piknikowej, pojechałam na łąkę. Wychaczyłam sobie to miejsce podczas wycieczek rowerowych i testowałam już leżenie na trawie i kontemplację z obłokami na niebie. Zachęciły mnie też śliczne, różowe główki kwiatków o zabawnej nazwie Czarcikęs łąkowy. No ani Czartem one  nie są, ani też kęsem. Skąd ta dziwna nazwa tego nie wiem, ale gdy już rozłożyłam mój kocyk poszłam pozbierać kilka sztuk na wianek.

Nie plotłam wianków już dobre parę lat, a może nawet  i dalej. Jednak nic nie tworzy bardziej sielskiego klimatu i podróży w czasie do dawnych lat jak kwiaty uplecione we włosach. Wczułam się w klimat Ani z Zielonego Wzgórza, choć zabrałam ze sobą książkę Emilka na Falach Życia. Uwielbiam Montgomery, mimo że to "ponoć" literatura dla młodszych czytelników ( ja ciąglę tak się czuję) to można znaleźć tam wiele mądrości, życiowych refleksji i pięknego języka, a o to w obecnej literaturze coraz trudniej.

Nieskromnie przyznam, że mój wianek, jak na pierwszy raz po tak długiej przerwie wyszedł mi  całkiem nieźle. Mogłam teraz w pełni oddać się piknikowej celebracji. Ciasto na porcelanowym talerzyku smakowało wybornie, lemoniada orzeźwiała a książka, która jest nieodzownym elementem mojego pikniku, umilała mi czas.

Stąpnie boso po trawie, kontakt z otaczającym mnie światem, zapach łąki, dźwięk owadów, cisza i chmurki pomykające po niebie. To wszystko mogłam zauważyć i niby nic, można by pomyśleć. Co to takiego? A jednak ja odczuwam wdzięczność za ten prosty krajobraz i chwile ze sobą. Wtedy czuję się wolna, nic mnie nie ogranicza, jestem połączona w pełnej symbionie z Mamą Gają. 


Czarcikęs






Robię kadzidła ziołowe

Robię kadzidła ziołowe

 


Natura daje tyle możliwości tworzenia. Dlatego w tym roku postanowiłam, w ramach mojego ziołowego zbieractwa, zrobić swoje własne smużki ziołowe. Robiłam już kiedyś, chyba ze trzy lata temu, ale przesadziłam z wielkością. W tym roku, w ramach mojego kursu, robiliśmy na mazurach takie kadzidła, ponadto miałam jeszcze wykład na ten temat. Nie ma to  jak praktykować wiedzę i wyruszyć na łąkę w celach naukowo- praktycznych. 

Biorę jak zawsze mojego nieodzownego przyjaciela - koszyczka i fruu pędzę zbierać ziółka i kwiaty, bo mam zamiar sobie pokadzić. Dosłownie i w przenośni.

CO ZNAJDZIE SIĘ W MOICH KADZIDŁACH?

Wiadomo, bez bylicy ani rusz. Nie sądziłam, że uda mi się znaleźć bylicę piołun. Kroczę sobie ścieżką, kiedy nagle mój wzrok wychwycił charakterystyczne srebrzysto zielone listki. Podchodzę, oglądam, dotykam, wącham. Na wszelki wypadek skanuję aplikacją Flora Incognita i potwierdza się moje domniemanie. Tak, znalazłam Artemisia absinthium. Ucieszyłam się jak dziecko, które dostało upragnionego lizaka. Jak Columb odkrywający Nowy Ląd. Jak Sherlock Holmes rozwiązujący zagadkę.  No cóż za radość. Większość kobiet cieszy się na zakup nowego ciucha czy kosmetyku, a ja, że znalazłam w mojej okolicy bylicę piołun. Ha ha ha, zawsze wiedziałam, że nie należę do "typowych" kobiet. Piołun działa silnie oczyszczająco, używana w rytuałach ochronnych.Będzie też oczywiście bylica  pospolita Artemisia vulgaris. Klasyka kadzidłowa. Oczyszcza przestrzeń, wprowadza w stan wizji, wspiera sny i kontakt z intuicją. 

Bylica piołun
Nie może też zabraknąć wrotyczu. To ziele ochronne, od wieków używane do odpędzania złych energii i duchów. Pachnie gorzko, mocno - dobry jest w mieszankach ochronnych. No i jeszcze Nawłoć - świetliste, złote ziele. Dodaje kadzidłom energii solarnej, radości i witalności. Harmonizuje po cięższych ziołach.
Nawłoć kanadyjska

Wrotycz
Na mojej łące rosło też sporo Krwawnika pospolitego Achillea millefolium. Jest on ceniony za swoje właściwości ochronne, wspierające odwagę i spokój . Pomaga w ochronie przed negatywnymi wpływami energetycznymi, wspiera procesy uzdrawiająde.

Krwawnik pospolity
Chciałam aby w moich kadzidłach znalazły się "kwiatowe" zioła dlatego zastosowałam  również koniczynę łąkową. która jest symbolem szczęścia i dobrobytu. Wprowadza harmonię i równowagę, wspomagając pozytywne zmiany w życiu. Otwiera serce, wnosi lekkość i energię kobiecą. Dzika róża, która pięknie pachnie, dołączyła w postaci płatków wciśniętych za sznureczek. Jest ona symbolem miłości, harmonii i równowagi. Wprowadza spokój, łagodność i otwiera serce.
 Udało mi się jeszcze znaleźć kocanki piaskowe - ziele światła i trwałości. W kadzidłach działają podnosząc na duchu, przeciw melancholii, chronią przed "zastojami energetycznymi". A mięta polna, która pachniała mi jak miętowa guma orbit, również dostała miejsce w mojej wiązce, bo oczyszcza umysł, wnosi klarowność i nową energię.
Wszystkie włąsciwości wyżej wymienionych ziół są bardziej w duchu energetyczo- ezoterycznym, ale można działać również dymem z ziołowych kadzideł na poszczególne dolegliwości w ciele fizycznym.


BIORĘ SIĘ DO PRACY

Zebrałam wszystko co było mi potrzebne, pomyślałam, że fajnie by było stworzyć  kadzidła w towarzystwie moich "ziołowych" przyjaciół. Znalazłam idealny kącik, ukryłam się w niewielkich choinkach, tak aby nikt z przypadkowych spacerowiczów mnie nie zobaczył. Czuje się już i tak dziwacznie kiedy rozkładam statyw i próbuje coś "tworzyć".  Delikatne promienie słońca przebijały się leciutko doświetlając moje tymczasowe miejsce pracy. Co jest mi jeszcze potrzebne? Niewiele. Sznuerk jutowy, lub inny naturalny aby dobrze się potem spalał, oraz nożyczki. Do dzieła!



PRZYKŁADOWE  KADZIDLANE MIESZANKI Z MOICH ZBIORÓW

1. Oczyszczająca i ochronna
  • bylica pospolita (baza)
  • wrotycz (ochrona)
  • mięta polna (świeżość, przewietrzenie)
  • róża (zbalansowanie, ochrona serca)
Oczyszcza, ale nie przydusza - dobre do odświeżenia przestrzeni

2. Kadzidło do wizji i snów 
  • bylica pospolita
  • bylica piołun
  • krwawnik ( bezpieczeństwo)
  • róża (otwarcie serca, złagodzenie mocnych energii)
Do pracy ze snami, podróży w głąb siebie - róża pilnuje by wizje były wspierające

3. Solarno- radosne
  • nawłoć (złote światło)
  • kocanki (podniesienie ducha)
  • mięta (świeżość, nowy początek)
  • róża (radość i piękno)
Kadzidło na "dzień dobry"

4. Kadzidło miłosne i harmonizujace
  • koniczyna ( kobieca energia, czułość)
  • róża (serce, miłość, ochrona emocjonalna)
  • kocanki (światło i trwałość)
  • mięta ( lekkość)
Na rytuały harmonii, na spokój w relacjach, do wypełnienia domu dobrą energią

5. Mocne oczyszczenie z łagodnym zakończeniem
  • piołun (intensywne przewianie złej energii)
  • wrotycz (ochrona)
  • krwawnik (stabilizacja)
  • mięta (aby dym był lżejszy)
  • róża (żeby po "burzy" przyszła harmonia)
Dobre, gdy jest zastój, ciężar, trudne energie w domu.

Ja zrobiłam trochę więcej z nawłocią bo mi jej zostało, i dałam również się ponieść improwizacji. Bo w tworzeniu ważne jest nie tylko co i jak dokładnie ma być. Jest TU również miejsce na naszą intuicję i to co w danej chwili nas "woła" aby zrobić. Mnie najwyrażniej wołała nawłoć i róża.





To był bardzo fajny dzień, pełen ziół, kontaktu z mamą Gają i kreatywnej pracy. Będę sobie w ponure wieczory kadzić i testować moje wiązki aby ponownie przenieść się na te piękne łaki, kiedy za oknem będzie szaro, buro i ponuro. W pamięci będę miała wtedy ten piękny, słoneczny dzień pachnący ziołami.



Zbieram zioła do mojego zielnika

Zbieram zioła do mojego zielnika



  Ostatnimi czasy stałam się Zielarką. Chodzę po łąkach i zbieram zioła, głównie do zielnika na kurs, który robię, ale także w celach leczniczych. Moja więź z naturą i Mamą Gają weszła już na kolejny poziom wtajemnicza i zacieśniania więzi. Sprawia mi to radość i w pewnym sensie wiem, że dalej się rozwijam. 

W obecnym czasie, gdy tylko liczymy na to, że pigułka z koncernu farmaceutycznego jest w stanie nas "uleczyć" ze wszystkiego,  pojawia się alternatywa, znana od wieków jak nie i dalej. Pewnie od Zarania Dziejów, a może i jeszcze dalej. Zioła. Rośliny, często zwane też chwastami. Niepozornie rosną w różnych miejscach, czasem wręcz narzucają się nam w  oczy swoją obecnością jakby chciały wręcz krzyczeć "Hej, no spójrz w końcu na nas, możemy i chcemy Ci pomóc. Za darmo"

No i kto na nie spojrzy, zgłębi o nich wiedzę, może odzyskać swoje zdrowie. Możę się uzdrowić a nie tylko "zaleczyć" objaw.  Medycyna jest dobra i ma nam pomóc, szkoda że nie zawsze w pełni działa na korzyść pacjenta i jego zdrowia. A gdyby tak POŁĄCZYĆ SIŁY? 

Holistyczne podejście do naszego organizmu może poprawić nasz komfort życia i głęboko wierzę w to, że cudowne rośliny mogą nam w tym pomóc. Dlatego odwiedzam łąki, oglądam, poznaje i zbieram to co natura oferuje. Małymi kroczkami z koszyczkiem w ręku kroczę ku nieznanym mi właściwościom ziół. Jestem na początku mojej podróży i cieszę się bo tyle jeszcze przede mną.

 Jednym z obecnie popularnie kwitnących jest Krwawnik. W starożytności był jedną z najbardziej cenionych roślin. Achilles leczył tym zielem rannych wojowników spod Troi, stąd jego nazwa Achillea. Plemiona azteckie używały krwawnika do leczenia strupów na twarzy i likwidowaniu plam oraz piegów. Natomiast Celtowie uważali krwawnik za zioło magiczne. W średniowieczu, Św. Hildegarda podkreślała jego właściwości przeciwkrwotoczne.

Krwawnik  działa przeciwzapalnie, bakteriobójczo i wspiera trawienie, ale przede wszystkim – ma silne działanie rozkurczowe. Dlatego od dawna stosuje się go przy bolesnych miesiączkach i zbyt obfitych krwawieniach. W przypadku ran przyspiesza gojenie – najlepiej w formie naparu lub okładu z suszu.


krwawnik właściości. Zioła na zdrowie
Krwawnik

Babka lancetowata to kolejne cudeńko. Znana w Chinach od 3 tysięcy lat. Stosowano ją wówczas jako środek wykrztuśny, moczopędny, przeciwkrwotoczny i łagodzący bezpłodność a także w chorobach zakaźnych. Za to starożytna grecka i rzymska medycyna uważała babkę za lek na 24 choroby. Jej nasiona, na przykład, zalecała na czerwonkę, kaszel i lepsze gojenie ran.

Obecnie, w polskim ziołolecznictwie, babka lancetowata znajduje zastosowanie jako środek przeciwzapalny, wykrztuśny, osłaniający, używany w stanach zapalnych błon śluzowych, nieżytach przewodu pokarmowego czy dróg oddechowych. Jest pomocna również przy zapaleniu spojówek oraz w chorobach skórnych. 
W warunkach domowych można świeże liście babki lub wyciśnięty sok przykładać  na stany zapalne skóry lub użądlenia. Do okładów czy płukań sporządza się odwar z 1 łyżki rozdrobnionych suchych liści na 1 szklankę wody. Można taki odwar również pić po pół szklanki dwa razy dziennie.
Mnie podczas chodzenia po łące ugryzła mrówka, akurat babka rosła więc zerwałam szybko kilka listków, trochę podarłam i przyłożyłam sobie do skóry. Pomogło. Do szybszego gojenia obtartych stóp też świeże liście można przykładać.

Pozbierałam tyle ile mogłam znaleźć i wróciłam do domu poukładać je szybko w książkach do suszenia. Aby rośliny dobrze się wysuszyły i wytraciły wilgoć najpierw układam  je na białej kartce, przykrywam dociskając drugą i dopiero wkładam do książki. Są profesjonalne prasy do suszenia, można też suszyć w piekarniku bądź kuchence mikrofalowej, ale ja jestem póki co tradycjonalistką. 

O moich poszukiwaniach ziół, chodzeniu po łąkach i próbach kulinarnych tzw " Dzikiej Kuchni" można obejrzeć w filmach na kanałach YouTube ( w języku polskim lub angielskim) 

Babka lancetowata






Chaber bławatek







Wracam inaczej...

Wracam inaczej...

 


🕰 Powrót po latach

Minęło sporo czasu, odkąd zaglądałam tu ostatni raz. Mimo że to miejsce zatrzymało się w 2021/22 roku, moje życie płynęło sobie swobodnie dalej. Odwiedzałam kolejne miejsca, ale chyba największą podróż, jaką odbyłam, była ta do wnętrza siebie.

Mam wrażenie, że tyle się zmieniło – nie tylko na świecie, ale przede wszystkim w moim małym uniwersum.




✍️ Czy jeszcze potrafię pisać?

Odnawiając w tym roku subskrypcję domeny mojego bloga, zastanawiałam się, czy w ogóle jest sens. Czy wrócić do spisywania myśli i opisywania miejsc?

W końcu co jakiś czas nagrywam filmy, w których również dzielę się swoimi przemyśleniami. Ale to chyba nie do końca to samo, co pisanie. Zawsze lubiłam pisać.



🌿 Zieleń, która przemówiła

To może spontanicznie, bez długiego zastanawiania się, wrzucę tu parę słów i zobaczę, czy znajdę czas i motywację, by wrócić. Oczywiście dobrze jest wprowadzać małe zmiany – tak dla zachęty.

Nazwy zmieniać nie będę. Na razie. Nie znam się zbytnio na szablonach i budowaniu stron, ale udało mi się zmienić kolorystykę bloga na taką, która gra mi w sercu już od jakiegoś czasu...

Zieleń. Kolor natury. Moja więź, którą zawiązałam w ostatnich latach z Mamą Gają, wzrosła już na tyle, że nie wyobrażam sobie spędzania czasu bez spaceru do lasu.




                                                    


🌲 Las – moje miejsce mocy

Bycia gdzieś daleko od miasta, a czasem i od ludzi. Tylko ja i przyroda. Cisza, okraszona co jakiś czas śpiewem ptaków, bzyczeniem owadów. Naturalna muzyka, która uspokaja bardziej niż jakakolwiek tabletka.

O uzdrawiającej mocy natury i lasu można napisać referat, a nawet pracę naukową – i na pewno poświęcę temu osobny post. Teraz chcę chyba po prostu ponownie zaznaczyć tu swoją obecność. Poruszyć tę zastygłą energię.


🌀 Podróż w głąb siebie

Nie opuszczałam zbytnio kraju w ostatnim czasie. Wszechświat skierował mnie na inne tory. Miałam się zatrzymać i nauczyć być w „tu i teraz”.

Zobaczyć, że piękno świata nie znajduje się gdzieś daleko ode mnie – mam je na wyciągnięcie ręki. Miałam odbyć podróż do wewnątrz, a nie skupiać się na tych zewnętrznych.

I teraz, po tych ostatnich prawie czterech latach, jestem dalej niż niejedna osoba, która zjechała pół globu.




💫 Terra – planeta, którą pokochałam

Nauczyłam się brać to, co daje mi życie, i doceniać małe rzeczy, zamiast frustrować się, że nie dostaję Tych Wielkich.

Pokochałam też naszą piękną planetę – Terrę – na której kiedyś nie potrafiłam się odnaleźć i byłam zła, że muszę tu być.

Po co tu jestem? Pytania egzystencjalne towarzyszyły mi przez większość życia. Nie miałam wtedy na nie odpowiedzi. Teraz je odnajduję.



🌍 Gaja mnie przytuliła

Mama Gaja – tak nazywam naszą piękną Ziemię – „przytuliła” mnie do siebie i pokazała, że nie jestem tu sama, a moja obecność jest ważna i znacząca. Jak każdej istoty, która zdecydowała się tu pojawić i zasilić ją swoją piękną, świetlistą energią. 

Więź, jaką możemy zbudować z naturą i otaczającym nas światem, jest ważna dla naszego wzrostu – i cieszę się, że mogę tego doświadczać właśnie teraz.Dlatego większość rzeczy, które obecnie robię, a także to, co nagrywam i tworzę, jest ściśle związane z budowaniem tej relacji.

Może nie musimy ciągle gdzieś iść, coś osiągać, dokądś zmierzać. Czasem wystarczy być w zgodzie ze sobą i ziemią pod stopami. I to już jest cała podróż.

📹P.S załączam dwa filmy, w których opowiadam o mojej wędrówce wśród natury i budowaniu więzi z samym sobą. 💕







Copyright © 2016 Trips & Reflections , Blogger