Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HISTORIA MOIM OKIEM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HISTORIA MOIM OKIEM. Pokaż wszystkie posty
Wizyta w Opinogórze, czyli o rodzinie Krasińskich słów kilka.... Plus VIDEO

Wizyta w Opinogórze, czyli o rodzinie Krasińskich słów kilka.... Plus VIDEO

 


   Podążając za jeszcze nie odkrytymi pałacykami na Mazowszu przyjechałam do Opinogóry śladami poety Zygmunta Krasińskiego.  Pałacyk jest w stylu neogotyckim i był to prezent ślubny od ojca Zygmunta, gen. Wincentego. Sam pałacyk został wybudowany w pierwszej połowie  XIX wieku. Był stopniowo rozbudowywany, jednak działania wojen sprawiły że pałac został zniszczony. Dopiero w latach 50-tych XX wieku zdecydowano o jego odbudowie i zgromadzono w nim pamiątki po rodzinie Krasińskich tworząc tym samym Muzeum Romantyzmu.

Zakupiłam  tutaj kolejną książkę  Magdaleny Jastrzębskiej pt. „Pani na Złotym Potoku” dzięki której mogłam dowiedzieć się coś więcej o rodzinie Krasińskich. Nasz poeta nie wypada  jakoś wybitnie pozytywnie. Nie należał on do mężczyzn zakochanych i wiernych swojej żonie. Wręcz przeciwnie, jego wielką miłością była Delfina Potocka, którą poznał w Neapolu w wieku 26 lat. Mówiono wtedy, że był to jeden z najsłynniejszych  romansów epoki romantyzmu. Cóż, Delfina była piękną kobietą, oprócz tego była sprytna  i potrafiła swoje walory wykorzystać.  Była próżną i egzaltowaną  snobką, która lubiła pokazywać    swoją wyższość nad zwykłym i szarym otoczeniem. Można by porównać ją  do ówczesnych pustych „celebrytek”, które myśląc, że zgromadziły wokół siebie marną publikę, uważają się za kogoś lepszego. Różnica polega tylko na tym, że kiedyś trzeba było mieć dobre pochodzenie a teraz wręcz przeciwnie. Im większe prostactwo tym większa atencja. Wróćmy jednak z  powrotem do XIX wieku. Nasz Zygmunt wpadł jak śliwka w kompot z tym swoim uczuciem do Delfiny jak typowy facet, co to poleci w pierwszej kolejności na wygląd a nie osobowość.  Ona natomiast miała męża jednak szczęśliwa w tym związku nie była. Rekompensowała to sobie pieniędzmi, kontaktami, urodą co spowodowało, że stała się taka  próżna i egzaltowana. Była prawdziwą „Lwicą Salonową” która inspirowała m. in.  naszego Chopina.

Jednak ojciec wybrał Zygmuntowi żonę, a została nią Eliza Branicka. Co prawda matka Elizy nie była zbytnio zachwycona tym wyborem bo widziała dla córki kogoś innego. Niemniej jednak Zygmunt oczarował  Elizę i oświadczył się jej na początku 1843 roku. Nie miał zamiaru oczywiście rezygnować ze swojej wielkiej miłości czyli Delfiny, z którą spędził upojny miesiąc we Francji tuż przed ślubem. O Boże drogi czy to kiedyś czy dziś mężczyźni jednak potrafią rozczarować swoim zachowaniem. Ślub odbył się 22 lipca a załamany Zygmunt żalił się w listach do ukochanej  o swoim nieszczęściu i cierpieniu. Eliza była za to zakochana w mężu, jednak w tym związku zawsze pozostawała  Delfina. Eliza, w przeciwieństwie do Delfiny była kobietą łagodną, spokojną o romantycznym usposobieniu. Była bardzo inteligentna, kompromisowa, miała zasady  i odznaczała się wielką godnością i siłą charakteru. Od razu ją polubiłam J Co ciekawe do skonsumowania małżeństwa doszło dopiero pół roku po ślubie bo nasz Zygmunt uważał ten akt za „gwałt na samym sobie”  Para doczekała się  czwórki dzieci : Władysława, Zygmunta, Marii i Elizy.  Życie z Zygmuntem do łatwych nie należało, przez co nazywano ją „aniołem dobroci”. Życie w trójkącie to wyzwanie dla każdej kobiety, której zależy mimo wszystko na mężu i rodzinie. Mężu, który potrafił być dodatkowo tak wyrachowany, że zabrał swoją żonę w podróż do Nicei razem z kochanką i wymagał od żony aby okazała jego przyjaciółce „serce i sympatię” No na takie pomysły to tylko facet może wpaść.  Jakby tego było mało Zygmunt ciągle cierpiał na różne choroby, a że wiadomo jak to z artystami bywa jego stany chorobowe potęgowały narzekanie i upajanie się własnym cierpieniem. Miał bogato rozwiniętą hipochondrię. Stanowiło to też świetny powód aby w ramach wszelakich kuracji podróżować po uzdrowiskach z kochanką. Cały ten „manage a trois” odbił się też na zdrowiu Marii u której stwierdzono wycieńczenie i zły stan nerwowy. Delfina potrafiła też  najechać ich w domu i szarogęsić się jak Pani na włościach rozporządzając służbą Krasińskich jak swoją i będąc lekko mówiąc „niegrzeczną” w stosunku do Elizy, która w przeciwieństwie do tej egzaltowanej rozhisteryzowanej Lali miała wielką klasę i traktowała jej zachowanie jak kobiety z nizin społecznych. Mimo wszystko Maria jak dobra i oddana żona trwała przy mężu i pielęgnowała go w jego licznych chorobach. Rodzina dużo   podróżowała po Europie jednak Eliza lubiła spędzać czas w Polsce. Zresztą prowadzenie domu, wychowanie dzieci i wszystkie rzeczy z tym związane były na jej głowie.

Czasem ciężki i okrutny los nie oszczędzał rodziny Krasińskich.  Najmłodsza córka Eliza zachorowała na ból gardła. Niestety zrobił się wrzód i dziecko udusiło się. Maria bardzo to przeżyła nawet Zygmunt zawsze zajęty głównie tylko sobą dostrzegł u żony ciężki stan i zaczął w końcu zachowywać się choć trochę jak zatroskany, prawdziwy mąż co przejawiło się w czulszych listach do żony. Maria z dziećmi wyjechała na jakiś czas do Francji. Zaledwie rok później zmarł ojciec poety Władysław a Zygmunt na początku roku 1895 mocno podupadł na zdrowiu. Niestety tym razem się nie udało i   Krasiński zmarł  w nocy 23 lutego  w otoczeniu rodziny w Paryżu. Jego prochy przywieziono do Opinogóry gdzie spoczęły w Mauzoleum Krasińskich.

Po tych tragicznych wydarzeniach w życiu Marii zaświeciła się iskierka nadziei na lepsze jutro.  Wyznaczony jeszcze za życia Wincenta kuzyn Ludwik Krasiński po śmierci Zygmunta zajął się wszystkimi sprawami majątkowymi. Bardzo się z Marią polubili. Był to człowiek całkowicie odmienny od Zygmunta, więc nie dziwota, że Maria w końcu się w nim zakochała. Wbrew wszystkim przeciwnym opiniom para wzięła ślub w 1860 roku. Maria niedoczekana się potomstwa z Ludwikiem gdyż jedyne dziecko  nim poroniła. Za to jej dzieci bardzo pokochały Ludwika. Następne lata rodzina spędzała częściowo za granicą a częściowo w Polsce. Maria dbała o edukacje swojej córki Marii Beatrix, która miała lotny umysł i bardzo szybko się uczyła. Jej starszy brat Zygmunt niestety był słabego zdrowia i w wieku 21 lat zmarł co spowodowało kolejny cios dla rodziny Krasińskich.

Następne lata upłynęły rodzinie na podróżach między Polską a Europą, kształcenie dzieci, w międzyczasie brat Marii Władysław wziął ślub z Różą Potocką. Doczekali się trojga dzieci jednak Władysław odziedziczył po ojcu skłonność do gruźlicy i na tą chorobę przedwcześnie zmarł. Nasza Maria była bardzo związana z bratem przyjacielską więzią. Mniej więcej w tym samym okresie miała szansę zostać żoną króla Szwecji Karola XV, który zobaczył portret Marii przypadkowo podczas podróży. Były poczynione przygotowania do zaręczyn jednak wszystko było trzymane w tajemnicy. Niestety, król zmarł nagle a tron Szwecji przypadł jego młodszemu bratu. Marii pozostało czekanie na kolejnego wybrańca losu. Zanim to nastąpi, wydarzy się jeszcze jedna strata w rodzinie. 15 maja 1876 roku odchodzi Eliza nabawiając się śmiertelnego w skutkach zapalenia płuc. Cały majątek pozostawiła w spadku swojemu mężowi Ludwikowi.

Ponoć kto czeka to się doczeka i na drodze Marii w końcu stanął mężczyzna. Prawdziwy gentleman hrabia Edward Raczyński. Przystojny, inteligentny, czarujący, światowy, no typ który podobał się kobietom. I trzeba dodać że nie tylko Marii wpadł w oko. Jeszcze jedna kobieta się mocno w nim podkochiwała a była to …. Szwagierka Marii, Róża Potocka. W ostateczności Edward wybrał Marię, nie będę słać tu teraz domysłów że „poleciał” na jej fortunę. Zresztą przed zawarciem małżeństwa 9 kwietnia 1877 roku została podpisana intercyza o rozdzielności majątkowej. Maria mogła dysponować wszystkim co posiadała samodzielnie. Na ślubie nie pojawił się jednak stryj- ojczym Marii Ludwik, który nie aprobował tego wyboru. Nasz kawaler w oczach Ludwika „jawił się jako człowiek prawie bez pieniędzy, na skraju bankructwa,” Mało tego nie należał do osób pracowitych i nie miał w ogóle głowy do interesów.

Na początku małżeństwa Maria była bardzo szczęśliwa, doczekała się z Edwardem jedynego syna Karola. Ich życie było dzielone pomiędzy pałac w Rogalinie, gdzie Maria czuła się wyjątkowo dobrze a pałac w Złotym Potoku. To Wincenty kupił dawno temu dobra potockie dla Zygmunta i to tutaj miała się mieścić siedziba rodu Krasińskich. Jednak historia potoczyła się inaczej i miejsce to trochę podupadło, ponieważ rzadko tu przyjeżdżano. Do czasu aż zawitała tu nasza świeżo upieczona hrabina Raczyńska i postanowiła zrobić tu porządek. Z czasem w małżeństwie Raczyńskich zaczęły pojawiać się rozbieżności. Dwa silne charaktery i indywidualności łatwo ze sobą nie miały. Edward to była dusza towarzystwa która świetnie odnajdowała się na salonach Maria wręcz przeciwnie szukała ciszy i spokoju a wielki świat przepełniony snobizmem ją męczył. Nie to co Edward, który sypał historyjkami i żartami jak z rękawa i uwielbiał być w centrum zainteresowania. Takie rozbieżności prowadziły do częstych spięć i kłótni.

Jaka była Maria? Mówiono o niej często „kobieta egzotyczna” albo „  trochę zwariowana” A to dlatego, że nie bała się mówić co myśli, nie podążała często utartym szlakiem arystokratycznego świata w którym się znajdowała.  Była wymagająca  w stosunku do otoczenia a często snobistyczny i próżny świat ją wręcz drażnił.

„Nie tęskno mi do ludzi, których bym mogła zastać w salonie, którzy są zdolni rozprawiać całymi godzinami o intrygach buduarowych i toaletach….” Nie znosiła dwulicowych ludzi, obłudy i nie raz zdarzyło się jej nie kryć oburzenia, mimo że damie nie przystawało takich rzeczy głosić. Wolała otaczać się inteligencją, artystami, uczonymi i ludźmi którzy mieli „ dżentelmeństwo w ułożeniu i postępowaniu”. A jak nie trawiła dorobkiewiczów i ludzi którzy mimo sfery w której się znajdowali w głowie dużo nie mieli. Aż przytoczę tu cytat Marii „Tacy ludzie cisną do salonów Deotymy a jednego z jej wierszy nie przeczytali, bo na polską książkę szkoda i  czasu i pieniędzy”. Uwielbiam już ją. Kto umie czytać między wierszami i trochę mnie zna, nawet po moich blogowych tekstach  to wie o czym mówię.   A dobroczynność na pokaz, tu dopiero Maria była zniesmaczona.  Była patriotką. Nie bała się krytykować nawet kobiet ze swojej sfery gdzie mąż zapewniał strumień pieniędzy a dzieci to tylko wystrojone lalki na pokaz. Nie potrafiła zrozumieć „wielkich dam”,  które wydawały fortunę na paryskie stroje. Maria całą swoją toaletę zamawiała w Polsce i nawet sprowadzała specjalnie jeśli była za granicą. Dla niej to był obowiązek jako klasy uprzywilejowanej wspierać polski przemysł.  Cóż za analogia występuje tu pomiędzy czasami Marii a naszymi. Widać, że nie ważne czy to XIX  czy XX  wiek. Ludzka natura się nie zmienia. Otoczenie się tylko  zmienia.

Hrabina Raczyńska jawi się jako osoba o niezależnych poglądach, odważna o niezwykłym zmyśle obserwacji świata i ludzkiej natury. Nie bała się mówić i pokazywać tego co myśli nawet jeżeli było to odmienne od większości osób które ją otaczało.  Niestety nie zjednywało to przyjaciół i często czuła się samotna. Jak ja doskonale ją rozumiem i ile z hrabiną mam wspólnego. Myślę, że byśmy się bardzo dobrze porozumiały ze sobą i może nawet zaprzyjaźniły. Takie porozumienie dusz miała tylko ze swoim bratem Władysławem.

Życie małżeńskie z Edwardem stawało się coraz trudniejsze, Maria zaczęła podupadać na zdrowiu. Edward nie wykazał się wsparciem dla Marii, a należy pamiętać, że były to czasy gdzie mężczyźnie wybaczało się wszystko a kobiecie nic. Maria zabrała Karolka i wyjechała do Włoch. Tam nawiązała mocną i silną przyjaźń z Anielą Trypplin. Zdrowie jednak nie ulegalo poprawie a stosowanie morfiny przez lekarzy jako lekarstwa miało niestety zły wpływ na organizm i często prowadziło do morfinizmu.

Maria zmarła 24 sierpnia 1884 roku w Trydencie. Ciało sprowadzono do kraju i pochowano w mauzoleum w Rogalinie. Dwa lata po jej śmierci Edward ponownie się ożenił i to z wcześniej odrzuconą szwagierką Marii Różą, która w wieku czterdziestu lat dała  mu pierwszego syna Rogera a dwa lata później Edwarda, który zostanie polskim dyplomatą, politykiem i prezydentem RP na uchodźstwie w latach 1979-1986. Syn Marii Beatrix Karol wychowywał się razem z dziećmi Róży i Edwarda oraz kuzynostwem czyli dziećmi Rózy z pierwszego małżeństwa. Został spadkobiercą Złotego Potoku. Doczekał się czwórki dzieci ze swoją żoną księzniczką Stefanią z czego dwójka dożyła wieku dojrzałego.

Na tym zakończę historię rodziny Krasińskich. Mam nadzieję że zachęci to Was do przeczytania książki na podstawie której powstał ten tekst pt: „ Pani na Złotym Potoku” Magdaleny Jastrzębskiej, a także poszperania co działo się dalej ze Złotym Potokiem, a także jaką żoną była Róża i jak układało się jej z Edwardem. Jeśli chcecie zobaczyć wnętrza pałacu w Opinogórze, dworku i oficyny to zapraszam na mój krótki film w stylu vintage.

Buziaki,

Jo



@teddyloveblueberry zawsze ze mną w podróży










 

 


 

 


Winnica Leonarda w Mediolanie

Winnica Leonarda w Mediolanie


O muzeum Leonarda da Vinci dowiedziałam się przypadkiem dzięki aplikacji Google Trips i było to jedno z fajniejszych  jak nie najfajniejszych dla mnie miejsc w Mediolanie. Większość turystów stała w kolejce  przed katedrą na placu Duomo i topniała w słońcu a my spacerowałyśmy sobie po pustym i przytulnym domu nalężącym kiedyś do księcia Mediolanu - Ludovico Sforzy.

To tutaj zatrzymał się Leonardo da Vinci podczas malowania ostatniej wieczerzy w reflektarzu klasztoru Santa Maria della Grazie.
Klasztor znajduje się po drugiej stronie ulicy, więc Leonardo daleko do pracy nie miał. A po twórczym malowaniu przyjemnie było sobie wrócić do tak przytulnego zakątka. Tylko pozazdrościć.

Mało tego w prezencie od księcia dostał winnice, gdzie uprawiał białe winogrona o nazwie malvasia di candia aromatica. Była to popularna odmiana w tym regionie w okresie  renesansu. Leonardo był bardzo przywiązany do swojej winnicy, szczególnie, że winiarstwo miał we krwi po swoich przodkach. Po śmierci przekazał ją swoim dwóm najwierniejszym służących.

Zwiedzanie wraz z audio guide kosztuje 10 euro, a wstęp jest co pół godziny. Nie żałuję tych dziesięciu euro bo miejsce i jego historia są warte. Mało tego zero tłumów, my byłyśmy same, nikt za nami z obsługi nie chodził. Mogłyśmy na spokojnie robić zdjęcia i nakręciłyśmy nawet wideo.









Sister Trip to Milan, Italy

Sister Trip to Milan, Italy


Mediolan, miasto mody, shoppingu, ekskluzywnych marek i.......no właśnie. Razem z siostrą postanowiłyśmy sprawdzić co może nam zaoferować Mediolan. Nasza wyprawa rozpoczęła się późnym wieczorem bo zanim dotarłyśmy na miejsce było koło 23. Pierwszą rzeczą jaką poznałyśmy było mediolańskie metro. Nasze małe mieszkanko, gdzie przywitał nas Francesco, znajdowało się niedaleko centrum. Co prawda mieściło się w starej kamienicy na szóstym piętrze bez windy, ale miało wszystko co było nam potrzebne. Airbnb poraz kolejny sprawdził się wyjątkowo dobrze.

Pierwsze wrażenia.....

Następnego dnia wyruszyłyśmy do serca Mediolanu czyli Piazza del Duomo, gdzie mieści się najsłynniejsza katedra Narodzenia NMP. Zdjęcie przed katedrą to pozycja obowiązkowa i pełno takich zdjęć z katedrą w tle na instagramie się znajdzie. Chyba się wyłamię i na insta nie wstawię :-) Na placu nie mogło zabraknąć oczywiście stałych mieszkańców czyli gołębi. Ale zanim obsiądą nam ręce najpierw dopadną nas drudzy równie liczni okupujący ten plac hmmm..... jak ich nazwać "Panowie wątpliwego pochodzenia", którzy najpierw Ci wcisną ziarno zanim zdołasz powiedzeć  włoskie"No!" Potem będą chcieli ci zrobić fotkę za którą nie wiem ile sobie nawet życzyli, a na końcu jak im uzmysłowisz, że właśnie zrobiłaś zdjęcia telefonem, to zażądają za to ziarno co ci wepchnęli "some coins". Co do Katedry to najpierw oczywiście trzeba kupić "ticket". Mamy tu do wyboru 3 euro za wejscie do katedry i "Wsio". Druga opcja bardziej złożona z wejściem na górę zobaczyć sobie widoczki ok 12. No i trzeba mieć zakryte ramiona i długość do kolan i tu drogie Panie żadnych miniówek i shortów.  Jak się tak nie wystroiłaś to możesz za kolejne 3 euro kupić płachtę co te wymogi spełnia. Bilety do katedry - kolejka, wejście do katedry - jeszcze większa kolejka bo ci rewizję robią zanim wkroczysz w to uświęcone miejsce. My kupiłyśmy bilety a że są ważne 3 dni to wróciłyśmy tu następnego dnia. Byłyśmy dokładnie 15 po 8 rano i alleluja żadnej kolejki. Cisza i spokój. Wróćmy jednak do poprzedniego dnia.
 Po krótkiej sesji z "pigeonami" zaczęłyśmy się kierować w stronę  Castello Sforzesco. Dzień był bardzo gorący więc rozglądałam się za włoskimi "gelatto". No przecież oni również z tego słyną. A tu idziemy, idziemy i nic. W końcu, kiedy myślałam, że już zwątpię w istnienie jakiejkolwiek gelaterri w mieście, ukazała się jakaś cukiernia. Wzięłyśmy sobie po 2 kulki bo u nich tak się bardziej opłaca i cóż......W Krakowie jak ostatnio byłam jadłam o wiele lepsze, ale ważne, że zimne. Usiadłyśmy sobie zjeść w spokoju, a że żadnej ławki w koło nie było, zjadłyśmy więc na przystanku autobusowym.

Trochę historii......

Po krótkim spacerku, oczywiście z google maps bo to najplepszy nawigator, dotarłyśmy przed zamek Sforzów. Początkowo była to twierdza zbudowana przez ówczesnego władcę Galeazza II Viscontiego w latach 1358-70. Później kolejni jego właściciele stopniowo go powiększali i ulepszali.  W 1447r. zamek został częściowo spalony, ale minęły trzy lata i już następny władca Mediolanu Francesco Sforza i jego syn Ludwik odbudowali go czyniąc z niego renesansowy dwór na który sprowadzili samego Leonarda da Vinci. Jednak  jak nastała tu władza hiszpańska a później austriacka zamek przekształcono w koszary a potem to już w ogóle popadł w ruinę.  Była nawet szansa na jego rozbiórkę i wtedy ślad by po nim zaginął. Jednak architekt Luca Beltrami podjął się restauracji budowli. Teraz jest tu muzeum miejskie. Wstęp 5 euro. Zamek w środku to tylko pomieszczenia wypełnione eksponatami. Nie ma tam niezwykłych zdobień, mebli ani nic z tych rzeczy. W każdym pomieszczeniu jest wystawa tematyczna a zbiory są różnorodne od sztuki antycznej, po meble, zbroje instrumenty muzyczne, porcelana itp, to chyba w każdym muzeum się znajdzie. Jeśli ktoś lubi oglądać tylko i wyłącznie eksponaty to warto, my miałyśmy jednak mieszane uczucia po zakończeniu zwiedzania.
Później przyszła kolej na spacer po najsłynniejszym parku w Mediolanie zwanym  Sempione. Jego historia sięga rodziny Viscontich, którzy założyli tu najpierw ogród a później Sforzowie powiększyli go tworząc dodatkowo tereny łowieckie. Większość alejek nazwana jest na cześć wybitnych postaci literatury, więc nasz Adaś Mickiewicz też się tu znalazł.

W stronę  shoppingu.......

Z parku zaczęłyśmy kierować się z powrotem w stronę Piazza del Duomo. Tym razem szłyśmy przez elegancki deptak handlowy Via Dante, który stanowił swoiste wprowadzenie do kolejnego punktu naszej wycieczki czyli najsłynniejszego budynku Lombardii zaraz po katedrze - Galerii Wiktora Emanuella II. Budowę galerii rozpoczęto w 1865 roku. Pracami kierował Giuseppe Mengoni. Uroczyste otwarcie nastąpiło dwa lata później a gościem honorowym był król Wiktor Emanulle II, którego imię nadano budynkowi. Jeżeli nie stać cię na torebkę od Prady, pasek od Gucciego z literkami CG co to króluje u instagramowych fashionistek to się nie martw. Zaraz obok masz Zarę, H&M, Stradivariusa i inne sieciówki, które trendami nie odbiegają od tych "markowych". Dla mnie metki nigdy nie miały znaczenia dlatego wcale nie płaczę, że nie kupię sobie "Dolce" i "Chanela"

W stronę jedzenia......

Zwieńczeniem naszej całodniowej wędrówki miała być włoska kolacja. Raj dla podniebienia dla osób, które uwielbiają włoską kuchnię. No i gdzie te knajpy....??? Nie mówię o tych kilku w okolicy Duomo gdzie Ci krzykną koperto 3 euro. Gdzie te swojskie trattorie? Wpisałyśmy w googlach i owszem doprowadził nas do dwóch, które były zamnknięte. Potem szłyśmy i szłyśmy i.......... nic. Myślę sobie "Boże gdzie oni tu jedzą?" Zaczynałyśmy wpadać w lekką irytację, która z każdym krokiem przybierała na sile. Po długim szukaniu pojawiło się światełko w tunelu. Nieśmiało wyłoniły się  jakieś pizzerie przy Corso di Porta Ticinese. Ponieważ trzecia opcja wybrana przez Googla była zamknięta weszłyśmy już do pierwszej lepszej, a była to Rossopomodoro Milano. Koperto nie było, ale servizio tak. Zamówiłyśmy najprostsze Spaghetti al pomodorro. Jakoś uszło, przyznaję, że makaron ugotowali idealnie tylko ten sos to jakieś rozmiażdżone i podgotowane pomidory. Aromatu ziół nie wyczułam, dali jednak parmezan to sobie sowicie posypałam. Później dobiłyśmy jeszcze Margeritą na wynos, która nas wcale nie zaskoczyla. Podejrzewałyśmy, że włoska pizza we Włoszech okaże się kolejnym rozczarowaniem.

Komunikacja

Wracając  w stronę  metra do domu, podjechałyśmy tramwajem i przyznaję, że na gapę. Po całym dniu miałyśmy to gdzieś. Dopiero na drugi dzień obczaiłyśmy, że najlepsze są bilety dobowe za 4,50 euro. Można dowoli jeździć wszystkim. Jak się kupi za 1.5 euro to ma się 90 minut na przejazdy w tym tylko raz metrem. Reszta autobusem i tramwajem.  My głównie metrem się posługiwałyśmy więc bilet dobowy był najbardziej opłacalny.


Sorella Magdalena






Mam na sobie sukienkę polskiej marki Mohito, torebkę Orsay za całe 55zł i sandałki Kazar, które nie jedną podróż już przeszły i czuję się najbardziej Fashionabnle Woman in the Gallery :-)





Pałac w Małej Wsi czyli ukochane miejsce Klementyny

Pałac w Małej Wsi czyli ukochane miejsce Klementyny

Fashionable Trips blog, Jo Stockton, fashion, dress,

"Moja najukochańsza Żonko, moja Pani, moja Dobrodziejko, właśnie od obiadu wstałem dnia dziesiejszego, gdy mi w sali oddano list twój przez umyślnego przysłany, był to dla mnie moment najwyższego ukontentowania, moment szczęśliwy."
                                                                                     z listu Walickiego do Klementyny



Jak ja uwielbiam wędrówki w czasie. Tym razem nie było to zwykłe zwiedzanie pałacyku. Tym razem to było spotkanie niesamowityh ludzi, którzy przybliżyli nam czasy króla Stanisława Augusta w pałacyku w Małej Wsi.

Członkowie z Towarzystwa Stanisławowskiego w pięknych strojach z epoki przenieśli nas w tamten okres. Był pokaz fryzur i makijażu, pogadanka na temat perfum i kosmetyków, które używały ówczesne damy i nietylko. Niestety w swojej garderobie nie posiadam takich sukien i wyglądałam bardziej jak bym urwała się z czasów Jane Austen (którą  uwielbiam) niż  z czasów Augusta, jednak miło było spacerować po wnętrzach pałacu w takim towarzystwie.
Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o historii tego miejsca i wyjątkowej mieszkance Klementynie Kozietulskiej Walickiej, która w wieku osiemnastu lat w 1798 roku wyszła za dziedzica Małej Wsi - Józefa Walickego i razem zamieszkali w klasycystycznym pałacu- jednej z najpiękniejszych rezydencji na Mazowszu.

Rodzina Walickich herbu Łada wywodziła się z Mazowsza. Jedną z najwybitniejszych postaci był teść Klementyny,  wojewoda rawski - Bazyli Walicki. Była to postać nietuzinkowa. Doskonały gospodarz i inwestor. Potrafił doskonale inwestować i zawierać korzystne kontrakty co przyczyniło się do zgromadzenia pokaźnego majątku. Angażował się również w działalność publiczną. Sam król  Stanisław August docenił Walickiego jako człowieka pracowitego i pierwszorzędnego fachowca. Król wracając z Kaniowa odwiedził Walickiego w pałacu w Małej Wsi w lipcu 1787 roku. Było to ogromne wydarzenie a sam Walicki przyjął monarchę iście w królewskim stylu. Przez trzy dni pobytu króla były zabawy, uczty, festyny i przemówienia. Na pamiątkę tego wydarzenia został tu teraz zorganizowany piknik z członkami Towarzystwa Stanisławskiego.

Wróćmy trochę do naszej Klementyny. Szybko zyskała miłość swojej nowej rodziny. Miała niezywklą urodę i nieodparty wdzięk. Teść był zachwycony swoją nową synową a mąż bardzo zakochany. Należało to w tamtych czasach do rzadkości.
Ich związek podobnie jak Marysieńki i Sobieskiego był bardzo romantyczny. Pomimo znacznej różnicy wieku połączyło ich prawdziwe uczucie a także przywiązanie i wzajemne zrozumienie. Walicki w swoich listach niejednokrotnie pisał, że jego żona jest dla niego prawdziwym przyjacielem. Przeżyli razem dziewięć lat. W trakcie małżeństwa urodziło im się  czworo dzieci. Po śmierci męża Klementyna musiała zmierzyć się z nową rzeczywistością. Była jednak kobietą zaradną, która dzielnie stawiła czoła trudnym czasom. Walicki zostawił mnóstwo niezałatwionych spraw, były do uregulowania podatki, liczne wypłaty, nie wspominając o rekwizycjach na rzecz wojska. Dwudziestoośmioletnia Klementyna nie miało łatwo.

Pierwsze miesiące po śmierci męża były ciężkie. Klementyna chorowała i wyjechała z tego powodu ratować zdrowie.  Zrezygnowała też z życia towarzyskiego. Dopiero jak wydobrzała wróciła do bywania na salonach Księstwa Warszawskiego. Co jeszcze porabiała  nasza starościna mszczonowska? Oprócz zajmowaniem się całym majątkiem i sprawami z nimi związanymi, znalazł się również czas na codzienne drobiazgi i przyjemność takie jak moda (tu niczym współczesne kobiety nie różnią sie od tych z dawnych czasów) sprawunki, rysunek, wyszywanie i pisanie listów. Uwielbiała też czytać. Miała ogromną bibliotekę książek a także prenumerowała codzienną prasę i kolorowe magazyny.

Modowym guru w tamtym okresie była cesarzowa Józefina, małżonka Napoleona. Miała ona ogromną kolekcję sukien i butów. Wprowadziła ona również modę na noszenie szala. Wykonany z kaszmiru stanowił atrybut ówczesnych elegantek a także był wyznacznikiem statusu majątkowego damy. Szal był niezastąpiony. Noszono go praktycznie wszędzie. Nasza Klementyna została właśnie w takim szalu sportretowana przez mistrza Grassiego.  Bywanie na balach w obecności Napoleona równało się z obowiązkiem zakupienia odpowiedniego stroju. I to stanowiło niemałą przyjemność.  Trendy modowe tamtych czasów kazały ścinać lub luźno upinać włosy i nosić zwiewne suknie podkreślające figurę. Dominował kolor biały.

Klementyna doświadczyła wielu tragicznych start. Rok po śmierci męża straciła pięcioletniego synka Antosia a dwa lata później zmarła najstarsza córka Marysia. W 1821 roku odszedł jej ukochany brat Jan Kozietulski, szwoleżer, który zapisał się na kartach historii jako niesamowity żołnierz.  Minęło trochę czasu zanim Klementyna wyszła ponownie za mąż. Tym razem jej wybrankiem był kasztelan Piotr Wichliński. Jego zainteresowanie trwało kilka lat zanim doszło do zawarcia małżeństwa 29 listopada 1827 roku w  Małej Wsi. Piotr wspierał swoją żonę  najlepiej jak potrafił, w końcu sama Klementyna coraz bardziej przekonała się do niego. "Nie mogę mu nie być obowiązana za tyle troskliwości(...) Ma on prawdziwie rzadką duszę i serce i umie być przyjacielem."
Wichliński dbał o dobre relacje rodzinne a dzieci Klementyny traktował jak własne. Był świetnie obeznany w świecie, potrafił dobrze inwestować i gospodarować majątkiem.Przeżyli ze sobą 30 lat.


Wieku dorosłego dożyło dwoje dzieci Klementyny Józefa i Aleksander. Matka pokładała duże nadzieje w synu licząc, że obejmie on po jej śmierci majątek. Jednak nie zawsze to czego pragniemy staje się rzeczywistością.... Aleksander był chłopcem subtelnym i delikatnym i często chorował. Gdy wybuchło powstanie listopadowe  Aleksander postarał się o zgodę na pracę wolontariusza przy sztabie głównym naczelnego wodza. W powstaniu brał udział również mąż Józefy Stanisław Rzewuski. Oboje z Aleksandrem się przyjaźnili. Niestety w Krakowie, gdzie wtedy przebywali, panowała epidemia cholery. Oboje zachorowali. Aleksander zmarł  29 czerwca 1831 roku a Stanisław trzy dni później. Klementyna i Józefa były ponownie w żałobie. Obie wyjechały za granicę, aby uporać się ze stratą i cierpieniem. Tam nastąpiło spotkanie Józefy ze Zdzisławem Zamoyskim. Po trzyletniej żałobie Józefa wyszła za Zamoyskiego, który był wielkim przyjacielem jej pierwszego męża. Ślub odbył się we Florencji. Urodziły im się trzy córeczki: Zosia, Marysia, Wanda i synek Stanisław. Józefa większość czasu przebywała z mężem za granicą, głównie w Wiedniu. Obie panie przeżyły swoich mężów.
Klementyna do końca swoich dni przebywała w Małej Wsi odwiedzając też Warszawę.  Zmarła tuż przed świętami Bożego Narodzenia, 21 grudnia 1862 roku podczas pobytu w pałacu Błękitnym Zamoyskich w Warszawie.  Cały majątek zapisany został jedynej córce. Józefa odeszła 20 maja 1880 roku. Majątek w Małej Wsi przypadł wnuczce Klementyny - Marii. Wyszła ona za księcia Jana Lubomirskiego. Majątek aż do końca wojny znajdował się w rękach wnuczków księcia Lubomirskiego. Póżniej zostali wygnani. Po wielu latach kolejni potomkowie -  Morawskim udało się odzyskać pałac.

Klementyna była niezwykłą kobietą. Kochała przyrodę, założyła park w stytlu francuskim w majątku, często odwiedzała Łazienki i Ogród Botaniczny. Nie zapominała o potrzebujących niejednokrotnie wspierając  biednych. Pracowników w Małej Wsi traktowała jak rodzinę. Teraz my możemy podziwiać to urocze miejsce, patrzeć i przechadzać się po wnętrzach i ogrodzie jak czyniła to kiedyś Klementyna.

Źródło: "Portret Klementyny"Magdalena Jastrzębska. (niesamowita książka- polecam :-)

Towarzystwo Stanisławowskie, piknik w Małej Wsi



Fashionable Trips, Jo Stockton, fashion, Klementyna Walicka



Klementyna Walicka, Fashionable Trips blog



Towarzystwo Stanisławowskie, Fashionable Trips, Jo Stockton
Klementyna Walicka





Copyright © 2016 Fashionable Trips , Blogger