Czas tak szybko pędzi, że kolejny rok został odznaczony na
mojej lini życia. Wcale się nie czuję na tyle i ta liczba póki co jest dla mnie
tylko dwoma cyferkami zestawionymi obok siebie. Jak co roku staram się o
specjalną sukienkę i tym razem nie było inaczej. Skoro to połowica lat
trzydziestych to tym bardziej trzeba było się postarać. Dla mnie ta sukienka ma
symboliczne znaczenie bo kupiłam ją ze względu na wyjątkowy materiał ze wzorem
słońca i księżyca. Moja kochana babuszka zawsze mówiła do mnie „Moje Słoneczko”,
do samego końca. Ponad rok nie ma jej przy mnie ale zawsze o niej myślę i
tęsknię. Dziadek odszedł trzy lata temu i uwielbiał księżyc szczególnie patrzeć
na niego wieczorami. Tak więc w ten urodzinowy dzień wystroiłam się dla
nich dzięki polskiej marce Laurella. Pojechałam specjalnie ich odwiedzić ,
pogadać i postawić świeczki a potem zawitałam do rodziców.
W końcu doczekałam się mojej nowej huśtawki na ogrodzie,
zjedliśmy obiad w klimatycznej knajpce niedaleko i na koniec siostrzyczka
zrobiła mi kilka pamiątkowych fotek w naszym Jabłonowskim Parku, czego efekty
widać poniżej. Mam nadzieję, że moje trzy życzenia się spełnią i kolejny rok
będzie pozytywny i zaskoczy mnie miłymi rzeczami, fajnymi przeżyciami i nowymi
wyzwaniami.
Podróż do Wenecji to był całkowity spontan. W sumie nie
planowałam jechać do Włoch, ale zawszę tam kończę mimo wszystko. W sumie fajnie
bo akurat w Wenecji nie było mnie siedemnaście lat. Moja siostra za to
ucieszyła się bardzo jak wyłapałam jakieś bilety na sierpień na tydzień przed
wylotem.
Tak więc poleciałyśmy do miasta kolorowychmasek, kanałów i gondoli, bo właśnie z tym
kojarzy mi się Wenecja. Przyleciałyśmy rano do Treviso i zaraz powitał nas lekki
deszczyk. Wsiadłyśmy w autokar za 12 euro od osoby, tak też uważam, że to
zdzierstwo, i wyruszyłyśmy zostawiając deszczyk w tyle.
Zakwaterowanie
Tak jak ostatnio korzystałam z airbnb więc z dworca PKP
Venezia Mestre miałyśmy ok. 10 minut na piechotę. Zawsze staram się znaleźć
kwaterę w jak najkorzystniejszej dla nas lokalizacji z racji tego, że często
robimy sobie wycieczki gdzieś dalej.
Wynajełyśmy tym razem pokój w dość przestronnym mieszkaniu z
dwoma łazienkami. W sumie nie dało się odczuć że mieszka tu jeszcze więcej osób
bo rzadko kiedy widziałyśmy kogokolwiek. W kuchni nie można było tylko gotować.
Był czajnik i mikrofala. Za to po drugiej stronie ulicy był supermarket,
przystanek autobusowy, kiosk, knajpy, sklepy z pamiątkami gdzie magnesy były po
1 euro, McDonalds i duże centrum handlowe kawałek dalej, wiec dla mnie wszystko
pod nosem, kolejny plus. Jak jadę zwiedzać nigdy nie nastawiam się na luksusy
bo są mi one po prostu zbędne. Zostawiam link do mieszkania
Zwiedzanie
Nasz pierwszy dzień rozpoczęłyśmy od… spania. Tak,
walnęłyśmy się na łóżko i przespałyśmy cały dzień bo lało i grzmiało. Mały
deszczyk przywędrował z Treviso i zamienił się w solidną ulewę w Wenecji. Wstałyśmy
po 18 i udałyśmy się do marketu kupić
coś do jedzenia i picia. Ciekawostka, u nich zakłada się rękawice ochronne jak
u nas do pieczywa, jeśli chce się pomacać jakieś warzywka lub owocki. Naprawdę zabawna
filozofia szczególnie jak i tak się wszystko myje. Torebki plastikowe za to są
biodegradowalne a nie jak u nas w biedronce czysty plastik J
Następnego dnia było już słoneczko. Zaczęłyśmy szukać biletów
autobusowych bo jak chce się kupić u kierowcy to wychodzi dwa razy drożej.
Lepiej zaopatrzyć się wcześniej w kiosku: 1,50 Euro. Dziesięć minut autobusem i
byłyśmy w tej „właściwej” dla nas Wenecji. Dałyśmy sobie spokój z informacją
turystyczną bo w końcu wszystkie drogi prowadzą do Placu Św. Marka. Do Katedry
jest wejście za darmo, tylko przypominam o nakryciu ramion i kobitki o szortach
zapomnijcie. Moja siostrunia kochana sweterek na ramionka wzięła ale spodenki
okazały się za krótkie bo babka „kontrolerka
długości odzienia” się czepła. To siostrzyczka obwiązała nogi swetrem, pal
licho że kroczyła jak Gejsza, a na ramiona wzięła moją zapasową bluzkę bo ja zawsze z zapasowym zestawem odzieżowym podróżuję.
Prawdziwa ze mnie Fashionistka (żart ;D) Taras płatny, ale darowałam sobie.
Magda jeszcze myślała ale mi szczerze się nie chciało.
Historia
Z racji tego, że Wenecja ma bardzo ciekawą i bogatą Historię
to nie będę tutaj jej produkować. Bardziej wnikliwych odsyłam do Wikipedii, a
tych mocno ambitnych i ciekawskich do rzetelniejszych źródeł.
Jedzenie
Najlepiej w Wenecji nie jeść, no chyba że się ma
nieograniczone fundusze i uwielbia płacić koperto to hulaj dusza. My zamiast na
żarcie przebimbałyśmy kaskę na dojazdy i pociągi. Same sobie szykowałyśmy
prowiant a w tym upale i tak się jeść nie chciało. Wyjątek to oczywiście lody.
I żelki Haribo. Pewien Pan co prawda z Dubaju nam Dinner proponował ale
powiedziałyśmy „Thank You”
Obserwacje Dywagacje
Wenecja zbytnio się nie zmieniła. No może więcej chińskiego
badziewia, mniej było gołębi na placu św Marka, za to ludzi mnóstwo. I służby
przeganiające turystów siadających na schodkach. A o ławki to się nie
postarali. Kolorowo nie tylko na wystawach sklepowych i można powiedzieć
romantycznie jakby się trochę tych ludzi w photoshopie wymazało.
Jest to na pewno wyjątkowe miasto i bardzo fotogeniczne,
choć na moich zdjęciach raczej tego nie widać. Na razie zalanie mu nie grozi.
Mam nadzieję, w sumie z siłami natury nigdy nic nie wiadomo. Czy warto tu
przyjechać? Tak, myślę że chociaż raz (mimo że ja już trzeci) warto zobaczyć, a
nawet trzeba ;-)
Nasz spacer, moje gadanie i głupie miny uwiecznione na
Vlogu. Tylka dla ludzi o mocnych nerwach ;)
Pies, najwierniejszy i oddany przyjaciel człowieka...
Ostatnio było mi smutno. Chyba kłoda smutku zwaliła mi się pod nogi. Kto czytał ostatni wpis ten wie o czym mowa. Sama czytałam go kilka razy, żeby mieć siłę zmagać się z wieloma rzeczami. Ponieważ staram się słuchać własnych rad, postanowiłam znaleźć sposób na tą kłodę, żeby trochę się uśmiechnąć. Z pomocą przyszła mi Lucy....
Lucy to kundelek, którego znam od szczeniaczka. Ma już dziesięć lat a ja nie wierzę jak ten czas zleciał. Nie należy do mnie, ale jest mi bardzo bliska i jesteśmy zżyte ze sobą. Przeżyłyśmy nie jedno razem. Dalej ma entuzjazm i siłę jakby dopiero co przyszła na świat. Niedawno mało jej nie straciliśmy, bo zaatakowały ją kleszcze a lekarz dawał jej 30% na przeżycie. Ja jednak wierzyłam, że jest silna i da radę i nie przyjmowałam do wiadomości takich lekarskich statystyk. Już raz się wygrzebała jak miała 5 lat i teraz też jej się to udało. Jedno muszę przyznać. Kundelki to najsilniejsze psy na świecie.
Kiedy do niej przyjeżdżam zawsze biegnie uśmiechnięta i od razu pakuje mi się do samochodu gotowa do drogi. Istny fan samochodowych wycieczek. Nie mogłam przynieść jej rozczarowania, więc pojechałyśmy sobie na krótką przejażdżkę znaleźć fajne miejsce na spacer. Ruch i świeże powietrze to mój sposób na gorsze samopoczucie. No i przede wszystkim towarzystwo czworonoga, który nawet jak mi źle i bliżej mi do płaczu niż śmiechu, to potrafi mnie rozśmieszyć. Bieganie z Lucy i zabawa dobrze mi zrobiła. Zdecydowanie wróciłam w trochę lepszym nastroju, gotowa zmagać się dalej z tym pokręconym życiem.
Sama nie mam zwierzaka, choć bardzo bym chciała. O wiele przyjemniej jest wrócić do domu wiedząc, że ktoś na Ciebie czeka i jest zawsze w dobrym humorze. Wiem jednak, że to duża odpowiedzialność a jak się mieszka samemu i często jest się cały dzień poza domem to zwierzak bidny siedzi sam. Najgorsze jednak jest wtedy, gdy nasz czworonożny przyjaciel choruje a my nie wiele czasem możemy zrobić. Przeżyłam to już dwa razy z pieskami, które mieliśmy z rodzicami, że teraz się tego boję. Człowiek tak łatwo się przyzwyczaja a potem będzie trzeba się pożegnać i tak. Najgorsze jak zbyt szybko i z powodu choroby....
Czas pokaże, czy w moim domu zagości jakiś zwierzak.....
"Świat byłby lepszym miejscem, gdyby każdy miał możliwość kochania tak bezwarunkowo jak pies." - MK Clinton
Co zrobić jak kolejna kłoda leży przed nami? Usiąść, pomyśleć co z nią zrobić,w końcu to tylko kolejna przeszkoda na drodze, którą trzeba obejść, przejść, przeskoczyć i podążyć dalej za tym czego pragniemy
Kwiecień to mój ulubiony miesiąc. Pod warunkiem, że jest oczywiście ciepły i słoneczny. No i mamy jeszcze przed sobą prawie pół roku słońca, długiego dnia i wakacji. Perspektywa przyjemna aczkolwiek jest w tym gdzieś ziarenko smutku, który skrzętnie się ukrywa. Kiedyś właśnie w piękną pogodę zaliczałam swoje największe doły i spadki nastroju. Tak jak by były one stałym cyklem w kalendarzu. Czerwiec - Jo ma doła, Lipiec - Jo beczy, Sierpień - Jo przechodzi bunt na cały świat. I tak co roku, aż rozsypałam się na drobne. Proces zbierania się i składania na nowo był najtrudniejszym okresem jaki musiałam przejść. Najtrudniejszym etapem mojej drogi. Widmo końca świata nie było tak przerażające jak nicość i niemoc w którą wpadłam. Myślałam, że nic już mnie w życiu nie czeka i nie dam rady się podnieść. Mało tego, ile razy można upadać i podnosić się na nowo? Czy jest jakiś limit? Nie ma. Zawsze zastanawiamy się dlaczego nas to spotyka. Czemu los zsyła nam kłody pod nogi? Czy robimy coś nie tak? Co my mamy z tymi kłodami zrobić? Nie ma idealnej i jednej recepty na przeciwności losu, niepowodzenia czy rozczarowania jakie nas spotykają. Jest jednak kilka rzeczy, które możemy zrobić aby mimo tego ruszyć dalej w swoją wędrówkę
Number 1
Pierwsza reakcja: dlaczego ta durna kłoda tu jest? Słowo dlaczego jest nieuniknione i odpowiedź na nią wszyscy znamy: "Nie wiadomo" Potem następuję w zależności od osoby; płacz, histeria, tupanie nogami, bluzgi w każdym kierunku i obmyślanie planu czy jest jakiś dźwig który odwali robotę za nas i nam ją sprzed nóg usunie. My wolimy przecież nałożyć koc na głowę i czekać aż może kłoda sama zniknie?
Number 2
Jak zaliczyłaś/zaliczyłeś Number 1 przejdź od razu do Number 3 ;-D
Number 3
Akceptacja: Niestety ona już tu leży i ciskanie się na cały świat i wycie bez końca do księżyca nie zmieni tego faktu. Trzeba go zaakceptować i zrobić najtrudniejszą rzecz: Podjąć decyzję. Czy mimo wszystko idę dalej i walczę o siebie, czy zatracam się i pogrążam na dnie bo kłoda mnie zwaliła.
Number 4
Brawo, wybrałeś/ wybrałaś iść dalej i jesteś już w punkcie 4-tym! Hurraa, ale co z tego? Co dalej? W którym kierunku iść? W sumie nie czujesz zbytniego entuzjazmu ani sensu. Po głowie chodzą myśli, że nawet jak ruszysz to zawalą się kolejne kłody. Jaką mam gwarancje, że tym razem gdzieś dojdę? Nie ma takiej gwarancji bo w życiu nie jest nic pewne i nic nie jest dane nam czy odebrane na zawsze. Ryzyko jest wpisane w życie i nigdy nie wiemy czy nam się coś uda czy nie. Ale najważniejsze to takie ryzyko podejmować ze świadomością: "Jak wyjdzie super, jak nie wyjdzie to przynajmniej sprawdziłem na własnej skórze, że to nie ta droga i może ta kłoda była potrzebna żeby zawrócić i skręcić w drugą stronę. Nawet jeśli była to największa i najtrudniejsza kłoda jaką musieliśmy pokonać.
Number 5
Przeszedłeś najważniejsze kroki początku swojej wędrówki. Jeśli pogodzisz się i zaakceptujesz fakt,że na wiele rzeczy w naszym życiu nie mamy wpływu, że nasze decyzje i potknięcia nigdy nie są celowe i wydarzają się, bo na ty polega życie, to znaczy że jesteś w pełni świadomy, że mimo kłód warto wyruszyć do przodu niż stać w miejscu z negatywnymi myślami, które nie zaprowadzą nas do niczego. Będzie ciężko, smutno, szczególnie jak kolana będą poobijane i dopadnie zwątpienie, ale będzie też radośnie, spokojnie, bo nasze emocje to tylko chwilowe i przejściowe stany. A w życiową wędrówkę zawsze musimy pamiętać żeby zabrać bandaż, plaster i solidną porcję wiary i nadziei.....
Number 6
Nie zapominaj o wsparciu życzliwych Ci ludzi. Czasami najtrudniejsze w całej tej wędrówce jest poczucie że jesteśmy w tym sami; że nikt nie doda nam otuchy czy nie powie: Dasz radę wierzę w Ciebie. I nie chodzi tu o to, że ktoś ma nas poprowadzić przez życie za rękę i przejść z nami jak parasol ochronny drogę, która jest na tym etapie do przejścia tylko i wyłącznie przez nas. Jednak poczucie samotności w wędrówce i pokonywaniu kłód bez wsparcia jest czasem o wiele trudniejsze niż wspinanie się na swoje własne największe szczyty czy kłody. Dzielenie się tym co nas boli, smuci, przeraża jest tak samo ważne jak sam proces pójścia do przodu. Bez tego często nie zajdziemy daleko, a nawet możemy gdzieś utknąć na długi postój. Oczyszczajmy wnętrze i dzielmy się tym z zaufaną osobą a będziemy silniejsi by iść dalej bo druga osoba często spojrzy na nasz problem z innej perspektywy i rzuci nowy na niego pogląd.
Number 7
Jestem z Ciebie dumna, stoisz mimo lęku na swoim kolejnym starcie. Ja ci teraz powiem: Ready, Steady........ Go......! Nie obracaj się za Siebie.
Trzymam kciuki :-)
Jo
P.S dzisiejszy wpis dedykuję najbliższym Przyjaciołom i Tym, którzy tak jak ja napotykają kłody i mimo wszystkiego starają się walczyć i iść dalej......
Kiedy podążamy jakąś ścieżką nigdy nie wiemy gdzie nas ona doprowadzi i kogo bądź co spotkamy na drodze. Chcemy wierzyć, że bez przeszkód dojdziemy do celu, ale życie jest nieprzewidywalne i nieraz jeszcze nas zaskoczy.
Na razie przerwa na kwiatuszki.....:-)
No dobra, zanim wyruszymy trzeba się upewnić, że dobrze wyglądamy :-D
Przystanek na zadumę. "Panie Boże, czemu na świecie jest tyle cierpienia i smutku? No i kłód zalegających na życiowych drogach......???
Warto zatrzymać się i cieszyć z tak drobnych rzeczy jak kwitnące pączki. Prawdziwy cud natury.
Taka mała rzecz a cieszy..... Nie można się cały czas smucić.
No dobra, to już jest solidna kłoda. Tego się nie spodziewałam. Postoje, oswoję się z nią, zaakceptuje, że jest i obmyślę plan czy się na nią wdrapywać, obejść a może zawrócić i skręcić w inną alejkę? I oto jest dylemat.....
Już myślałam, że ich w tym roku nie zobaczę bo zdążyły przekwitnąćzanim ruszyłam tylek do parku a tu niespodzianka. Ostani przebiśnieg czekał na mnie.
Kolor żółty kojarzy mi się ze słońcem, ciepłem i radością. Może w końcu się jej doczekam......
W życiu nie ważne jest ile kłód przyjdzie nam przejść czy obejść, ile razy będziemy musieli się wspinać pod górę i obijemy sobie tyłek bo zaliczymy w naszej życiowej wędrówce mnóstwo upadków i błędów. Najważniejsze jest, aby iść do przodu nawet jak boli, bo zawsze jest nadzieja że dojdziemy do bezpiecznej przystani. Jeśli zaczniemy się cofać lub będziemy stać w miejscu dopadnie nas wtedy tylko i wyłącznie smutek i niemoc, a przecież każdy człowiek w głębi duszy dąży do tego by być szczęśliwym.